"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


wtorek, 22 marca 2011

Wyścig weselny

Wiosna za oknem, sezon na wesela tuz tuż. Mam na koncie wesele trzy dniowe w Zakopanem. Czterodniowe na wsi gdzieś między studnią a stodołą i kilka mało miasteczkowych, remizowych i innych. Zawsze fascynował mnie obrządek tak zwanych Oczepin. Najbardziej, gry i zabawy ludu polskiego na przełomie XX i XXI wieku. Otóż pierwsza z nich to konkurs dla kawalerów. Kiedyś będąc w tak zwanej sali GS Społem w Mamliczu, uczestniczyłem w czymś co nazwałbym kwintesencją tychże zabaw. Wodzirej z wąsami jak wstęga Wisły, rzucił do zgromadzonych,  nabitych jak autobus w szczycie, kawalerów: "...a teraz wygra ten, który najszybciej przyniesie z kuuuchniiii....(teatralne zawieszenie głosu)...którąś z Pań Kucharek!!!". Co się działo, kawalerowie jak kawaleria z poluzowanymi wędzidłami na Wielkiej Pardubickiej, rzuciła się w wąski korytarz prowadzący do sali bemarów. Przeszkoda z wujka Staszka co tu leży od 22.00 zmorzony roladką drobiową - hop! Rów z oranżadą co rozlała się przy popitce i śpiewaniu "Gorzko, gorzko" - hop! Trzask drzwi, łamane zawiasy, szczęk krzeseł rozpychanych silnymi, owłosionymi barkami i kułakami wystającymi z podwiniętych rękawów koszul marki Sunset Suit. Furkot kamizelek z pleckami ze sztucznego jedwabiu i popuszczonych krawatów w turecki wzorek. Już, już są, szukają, taksują, każdy łapie co mu w ręce wpadnie. Lusia 65 kg - ładna, mąż strażak. Basia 75 kg, blond i tipsy, Krysia 85 kg (ale to nie prawda na pierwszy rzut oka). silny wąs i najlepsze mielone w promieniu 3 wiorst. Chwycili, wykonali zwrot na pięcie w lakierkach od pierwszej komunii chrześniaka. Biegną, dyszą, walka trwa. Jeden mało głowy na zakręcie Lusi nie urwał o wystający wieszak. Rumak Basi fiknął na zakręcie , nakrył się lakierkami i Basią, ledwie uszedł z życiem spod krynolin i plis. trzeci zmierza do sali! Prawie po ziemi wlecze Krystynę (dla znajomych Krychę), wpada, wrzask aplauzu i girlandy z barszczyku i tatara siekanego naprędce już w powietrzu.  Pachnie bigosem i rychłym sukcesem. Stanął, nie bez wysiłku hamując na środku sali i... wypuszcza kucharkę z rąk na środek parkietu. TOUCHDOWN!!! Ona macha nóżkami, on przyjmuje gratulacje od orkiestry grającej motyw z westernu. Nagrodą jest kolejna flaszka wódki z naklejką Para Młoda i zdjęciem nowożeńców... ach co to był za bal. Dwa żebra złamane, liczne otarcia, skręcona kostka, ale wrażenia bezcenne i kac gigant.

1 komentarz:

  1. Ahhh, skojarzyło mi się jakże mocno Wesele w Atomicach (rozbraja mnie do tej pory - łatwo dostępne w necie, gdyby ktoś nie miał/nie pamiętał).
    Uwielbiam weseliska i właśnie te wiejskie, kilkudniowe najbardziej. Moje najmilsze wspomnienia są z jednego w Białce Tatrzańskiej (pan młody rodowity górol) plus zeszłoroczne w Sokołowie Podlaskim - powrót samochodem do Wawy w nocy, po 2 godzinach snu po weselu i całodniowych poprawinach był zaiste wielce ciekawym przeżyciem...
    Radku - ale nie napisałeś za którą podkuchenną ty się łapałeś. ;)

    OdpowiedzUsuń