"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


środa, 28 grudnia 2011

Żurek z przepiórczym jajem

Od rana pilnie sledze pogrzeb Wielkiego Wodza, Ojca Narodu, Niedoścignionego Geniusza czyli Kim-a z Korei Północnej. Pan K. potomek Wiekiego K. i sukcesor "świetlanej drogi gospodarczego rozwoju Korei Pn", odszedł przedwcześnie. Mniejsza o to, moją uwagę zwrócił szloch ludzi w śnieżycy wzdłuż konduktu żałobnego. Wszyscy płakali, wznosili spazmy, szlochali, tylko co bardziej "szaleni i beztroscy", nie bojący się utraty wszystkiego, zerkali w kamerę kiedy szlochać, ja to naprawdę widziałem! Dzisiaj widziałem, to drobna ryska, ale zawsze na monolicie systemu. Doniesienia nielegalnie retransmitowanej przez Seul relacji z 2 dniowego pogrzebu okraszone były hasłami "Ludzie, góry i niebo - wszyscy ronią łzy", ale to nic, za grand prix uważam sformułowanie jednego z dziennikarzy, który na tle kilku rachitycznych sosenek perorował:
"Po śmierci Wodza nawet SROKI zamarły w bezruchu i trwają tak do tej chwili"
Z innej beczki, od kilku dni w związku z zakończeniem Polskiej prezydencji dowiaduję się czym "zasłynęliśmy" w jej trakcie, otóż: "borowiki w sosie śmietankowym", "Żurek z polską kiełbasą", i hit nad hitami "Zupa chrzanowa z kurkami i przepiórczym jajem", Moi Drodzy toż to jest czyste bizancjum, popisujemy się na salonach, gotujemy jajeczka i ucieramy (łzy nie roniąc) chrzanik - to dla mnie gorsze od abstrakcyjności pogrzebu w Korei, ale jak powiedział pewien restaurator z Poznania: "Kto zabroni biednemu bogato się bawić?" Wracam do kawy czarnej i Monte, ale może przegryzę tatarem z Łososia lub śledziem, ale na kawiorowej "pierzynce" - no nie wiem?

sobota, 24 grudnia 2011

Zniżka

Kilka dni temu, czekając w kolejce na absurdalnie rozgrzebanym dworcu PKP w Katowicach, do kasy obok podszedł człowiek w moim, czyli bliżej nieokreślonym, wieku. Nachylił sie i konfidencjonalnym szeptem zapytał "Czy sa znizki na Służbę Więzienną?". Z wrodzonej, ciekawości nachyliłem ucho. Pani postukała w ekran. Swoją drogą, zauważyliście, że gdyby nie gumka z myszka to kasy obsługiwałyby zdecydowanie wolniej? "Zaczarowany ołówek", na chwilę zawisł w powietrzu, Pani wyciągnęła szyję do koleżanki w mojej kasie i "szeptem" jak dźwięk silnika  BMW lokalnego miłośnika disco polo, zapytała:
"Zosia? ZOSIA!!! Jaki trzeba K L A W I S Z nacisnąć, na zniżki?".
Myślałem, że pęknę ze śmiechu! Gratulacje dla Pani. Pan zapytał dodatkowo o zniżkę na pierwszą klasę, pomyślałem, ze jak wprowadzą takową u siebie w Zakładzie to i w tym zakładzie się znajdą. A propos nie jestem zwolennikiem podwyższania standardu ZK do norm skandynawskich. I tak już słyszałem nie raz, że na zimę rózni tacy tam wolę "zbroić" coś drobnego i przezimować w ZK. 

niedziela, 20 listopada 2011

Stare i starsze

Krótkie pytanie:
Jaka budowla w Świebodzinie, w drodze do Berlina, jest najstarsza? 
TESCO! 
Bo zostało wybudowane pięć lat przed Chrystusem. 

W załączeniu naoczna wersja "szalonej" wizji miejscowego Proboszcza, która może nie przybliża nas do Copa Cabany i Karnawału, ale strach i wyższość Postu nad takowym i jego zwycięstwo w odwiecznej walce przypieczętowuje.  Nadal macie wątpliwości? Zaplanujcie podróż tak aby zobaczyć figurę w nocy, a widać ją naprawdę z daleka. Dla porównania skali, na pierwszym planie autobus.

Zdziwienie

Wracasz do domu gdzieś między północą, a szóstym kieliszkiem, w ustach smak śledzia zmieszany z dymem z papierosów. Akomodacja z trudnościa akceptuje światła samochodów nadjeżdżających  z przeciwka, a nogi, skubane!, nie chcą współpracować. Oddech kruszy cienką warstwę lodu na mijanych samochodach, ręce grabieją jak grabki w grządce z burakami pastewnymi. Nagle stajesz oko w oko z radosnym potworem skaczącym po ścianie. Radosnym? Ludzie zbierają figurki słoni z podniesioną trąbą bo to "szczęśliwe słonie". Nic bardziej mylnego, kiedy słoń podnosi trąbę to jest wyjątkowo wkur... i wierzcie mi, że to jest ten moment kiedy miejscowym kierowcom safari w Kenii i Tanzanii przypomina się gdzie jest wsteczny bieg w jeepie i że można na nim wyciągnąć ponad 40 km/h. ...a na scianie słoń hasa i skacze jak wskazówka alkomatu po urodzinach u Cioci.

sobota, 19 listopada 2011

Toaleta na promie

Kilka dni temu płynąłem promem z Taby (Egipt), do Aquaby (Jordania), prom okazał się szybka i luksusowa łodzią, którą bez trudu wieczorem w Ramadanie, po zachodzie słońca można przekształcić w centrum rozrywki lub choćby miejsce spotkania z rodziną i znajomymi. Ściany pucował nieustająco pan w nienagannym garniturze wyglądem żywcem wycięty z rodzimej - Jordańskiej okładki Fasion. W pewnym momencie trafiłem do toalety, a tu, stojąc ze zrozumiałych względów przodem do muszli (deskę podniosłem), czytałem obrazki, a w tym instrukcję obsługi toalety. Ryczałem ze śmiechu, a następnie zaciągnąłem pół grupy aby mogli zrobić zdjęcia jak z toalety korzystać należy, a raczej jak nie należy. Efekt komunikacji piktogramowej oceńcie sami, dla mnie nr.1 to rysunek

sobota, 15 października 2011

Chiński PSL

No skąd ja miałem to wiedzieć, owszem podejrzewałem, ale pewności nabrałem dopiero dzisiaj. Powszechnie znana jest moja doskonała orientacja w sprawach sportu, a przede wszystkim kibicowania, piłki nożnej, żużlu i takich tam. Kilka lat temu dostałem karnet na mecze, chyba, mistrzostw Europy i wybrałem - kolację z winem w dodatku w towarzystwie mojego kolegi. Normalnie w chwilach polsko-nadwiślańskiej ekscytacji przegranymi naszych, pytam: "...a w co grali?". Blizej mi do mistrzostw w Rugby i Haki czy choćby Krykieta niż do  "uroczych" graffiti ze znakiem Nauki jazdy jako głównym motywem. No ale ad rem, dzisiaj w serwisie sportowym jednej z telewizji, jak zwykle przydługim i szczegółowo omawiającym beniaminków, co to do cholery znaczy? Punkty i spadki z tabeli, usłyszałem wypowiedz, że Polka wygrała w tenis stołowy. Ping pong  - bo taka nazwa jest dla mnie bardziej old fasion, to nie nasza domena, nastawiłem więc uszy. Otóż Polska - Chinka wygrała dzisiaj z inną Chinką, a jutro gra z ....Holenderską Chinką. Teraz mnie oświeciło co ma wspólnego PSL z Chinami. Krąży taki dowcip, że Pawlak zapytany kto wygra wybory odpowiedział "oczywiście nasz koalicjant", no i ten Chiński Pawlak ma rację, nie ważne Polska czy Holandia i tak wygrają Chiny!!! 

środa, 12 października 2011

Szambo reklamy w drodze do Olsztyna

Jadąc do Olsztyna takie widzi się reklamy:
Blondynka w zielonej koszulce spoglada z bilbordów i mówi "Wybieram..... pompę ciepła"
Blondyn z bicepsem XXL poleca Val...wex
Mój przebój lata, na szambowozie w centrum Olsztyna widzę duży napis:
WY ROBICIE - MY WYWOZIMY!!!
Poza tym gąszcz reklam Radio Ma-Ryja, domki holenderskie i autokomisy "Pierwszy właściciel, kobieta, nie paląca", tylko markę mogli by podawać bo: " z twarzy to taki do nikogo nie podobny"



środa, 28 września 2011

Czasem wiesz

...że trzeba pisać, czasami że nie powinieneś.... 2011 rok przejdzie do historii jako trudny i ciekawy.

piątek, 19 sierpnia 2011

Zimna gazeta i miejscowe przysmaki

Poniżej fragment tekstu ze strony internetowej jednej z sąsiedzkich linii lotniczych:
Pasażerowie klasy biznes w cenie biletu mają zapewniony darmowy posiłek i gazetę. W klasie ekonomicznej natomiast pasażerowie sami muszą sobie kupić posiłki i napoje. Na niektórych lotach napoje serwowane są bezpłatnie zarówno w klasie biznes, jak i ekonomicznej. Pasażerowie klasy ekonomicznej otrzymują miejscowe gazety na wszystkich lotach.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Sznurek

Po raz pierwszy komentarz trafia tu jako post, mało nie spadłem z krzesła po przeczytaniu: 
"Może lekko off topic, bo na business i management znam się tyle co na obróbce skrawaniem, ale skojarzył mi się ten dowcip (może ktoś odgadnie ciąg asocjacji, bo ja nie wiem jaki był?): 
Humanista, matematyk i fizyk założyli się o to, kto za pomocą sznurka o ustalonej długości obwiedzie największe pole. Humanista ułożył kwadrat, fizyk okrąg, a matematyk rozłożył sznurek byle jak, stanął w środku i powiedział "Jestem na zewnątrz".
A.
Otóż Drogi/a A. ciąg asocjacji jest łatwy aczkolwiek nie oczywisty. Humanista nie jest zorientowany (ale jak pięknie pisze!), fizyk wykazał się wiedzą klasyczną, a matematyk "puścił oko" do swojej Królowej Nauk i już.

Wczoraj w Warszawie

Zdjęcie wykonałem rok temu gdy jeszcze Świętokrzyska nie była rozkopana.


poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Zorientowany Szef

Wszystko działo się rok temu, jak dla mnie w zupełnie innym życiu firmowym. Dobrze jest znać się na branży, w której się pracuje, a jeśli, w dodatku, jeszcze się szefuje to już nawet wypada być na bieżąco. Pewien Pan generalny dyrektor w branży turystycznej  jest tu wręcz wzorem bo "inteligentny" jest do granic. Na pytanie skierowane do niego na spotkaniu z klientem  o sytuację w Senegalu od której miała zależeć organizacja wyjazdu: "...ale proszę pana, czy w Senegalu jest bezpiecznie?", odpowiedział: "Tak, tak, no, tak,  NA LOTNISKU jest bardzo bezpiecznie", więcej faktów w niedalekiej przyszłości.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Wieża czasu


Na dworcu centralnym PKP w Warszawie jeszcze czas jakiś temu można było zobaczyć konstrukcję iście artystyczną ze starych napisów i fragmentów znikającego dworca. Odchodzący brud i szarość żegnam bez smutku, ale takie Signum Tepmoris warte jest pokazania choć na chwilę.

sobota, 9 lipca 2011

Jak u Williama Wylera

Jeśli nie widzieliście klasyka kina "Rzymskie Wakacje", to marsz do wypożyczalni, ale przy okazji krótka anegdotka: Moja znajoma ma na imię Roma, dawno temu, będąc jeszcze w liceum, zadzwoniła do swojej koleżanki. Odebrała mama koleżanki więc Romka ładnie się przedstawiła jak przystało na osobę dobrze wychowaną: "Dzień Dobry, Roma K. przy telefonie, czy zastałam Agnieszkę?", w tle czuć było zdziwienie, a potem głos zza zakrytej dłonią słuchawki wykrzyczał w przestrzeń: " Aga, szybko, choć tu,  ktoś z RZYMU do Ciebie dzwoni!!!" No po prostu Dolce Vita!!! Czyli Palce lizać!!!
Jako ilustarację postanowiłem wrzucić jacht projektu Philipa Starcka o nazwie... La Dolce Vita.

czwartek, 7 lipca 2011

Wielki Brat patrzy

Wczoraj moja, bardzo wysoko postawiana, Koleżanka pisała firmowego maila na firmowym laptopie. Nagle wyskoczyło z-nie-wiedzieć-skąd okienko, taki Popap Okienko było opisane imieniem i nazwiskiem firmowego"opiekuna" IT. Okienko chwilę pobłyskało, pomilczało, jakby zbierając siły i wydało komunikat: "Pani Kasiu dlaczego Pani komputer służbowy ma nazwę "KL", ?". Kasia odpisała w zdziwieniu: "Dzień Dobry, to on ma nazwę? A jaką, w takim razie,  powinien mieć?". Okienko znowu zamrugało, prawie wywróciło elektroniczne białka w dezaprobacie, spojrzało w lewo, w prawo i odpisało: "standardową". Moja Koleżanka od razu podjęła starania aby dostosować się do procedur korporacyjnych oraz karnie posypać głowę środowym popiołem i odpisała: "Przez duże "S" czy przez małe "s" ???". Okienko wyraźnie zdębiało, zawirowało w niezrozumieniu, warknęło kursywą, prychnęło i...zniknęło na zawsze. Od tej pory Okienko i Kasia są na Per Okienko i to przez duże "P", a komputer sam zmienił w nocy nazwę, ale przez małe "k" i przez małe ""l.

środa, 6 lipca 2011

Trzej jeźdźcy Armagedonu

PIERWSZY  - pociąg do Łodzi, który wykoleił się na jedynym wolnym torze skutecznie blokując przepływ biznesu, siły roboczej i mnie. Kosztował mnie 10% wartości zwróconego i nie wykorzystanego biletu. Dlaczego nikt tego nie zgadnie, ale opowiem więcej w oddzielnym poście.
DRUGI - kolejka na poczcie, jedno okienko, wielu ludzi, zalane wejście i pusty wzrok Pani Kierownik z głośną pieczęcią w dłoni, które siedziała vis a vis drugiego okienka z napisem NIECZYNNE
TRZECI - Wszechobecny deszcz i jego siostra mgła, oboje jeżdżą tramwajami i czyhają na przystankach.
SUPLEMENT - wariat w biurze z embosowaną Kartą MASTER, cóż wrażenia bezcenne, za całą resztę zapłacisz.... własnymi nerwami.
SUB SUPLEMENT - Pani w biurze z pytaniem: "Czy tu mażna ubezpieczyć sie od podróży". Droga Pani jak Pani się chce ubezpieczyć "od" to może po prostu nie lecieć, taniej będzie i ...bezpieczniej.

wtorek, 5 lipca 2011

Korporacyjne - znalezione w...


Autentyczny tekst rozesłany przez kierownika w jednej z dużych polskich firm, gdzie pracuje masa normalnych osób, które lubią się odprężyć.
Drodzy Koledzy! W związku z bardzo bliskim już szkoleniem w Rowach, czuję się w obowiązku podjąć kolejny raz tę syzyfową pracę i zaapelować do Waszego człowieczeństwa, resztek instynktu samozachowawczego i sumienia (trudny wyraz, zjawisko sumienia nie jest wśród Was powszechne, wiem).
Jak wiecie szkolenie jest przeznaczone dla pracowników działów sprzedaży ze wszystkich spółek grupy A*****R. Znaczy to, że oprócz nas będą tam również normalni ludzie. Dlatego proszę o przestrzeganie paru zasad, które pozwolą nam przebrnąć jakoś przez ten kolejny ciężki życiowy egzamin:


1. Nie awanturujemy się zaraz po przyjeździe o warunki zakwaterowania czy miejsce przy stole. Delikatnie zwracamy uwagę osobom odpowiedzialnym za zaistniałą sytuację i grzecznie proponujemy zmianę.

2. Nie upijamy się do nieprzytomności.

3. Nie wolno w żadnym wypadku publicznie bić lub lżyć Jarka W.

4. Nie przewracamy stołów, krzeseł i ław.

5. Nie zasypiamy na krześle, ławce, fotelu ani na stole w trakcie trwania szkolenia czy integracji. Zakaz ten dotyczy również pleneru.

6. Pilnujemy się nawzajem i jak kogoś ogarnie słabość grzecznie, spokojnie i dyskretnie ewakuujemy kolegę na z góry upatrzoną pozycję.

7. Nie używamy cały czas wyrazów wulgarnych (np. zamiast powiedzieć "kurwa czy masz jeszcze te w dupę jebane papierosy, bo mi właśnie kurwa wyszły do chuja zajebanego" można powiedzieć "czy mógłbyś mnie poczęstować papierosem"; albo zamiast powiedzieć "do chuja! Widziałeś tę sukę z ... .,na pewno wali się jak dzika, o ja pierdolę" można powiedzieć "widziałeś jaka fajna dziewczyna przyjechała z firmy..."

8. Nie bijemy się między sobą, a ewentualne kłótnie należy cicho przeprowadzać i nie wołać nikogo na arbitra. 

9. Nie ryczymy jak dzikie zwierzęta.

10.Nie wycieramy podłogi kolegami z pracy ani ze spółek.

11.Nie pytamy kolegów, którzy mówią rzeczy, które wydają się nam absolutnie bezsensowne "głupi się robisz?"

12.Nie opowiadamy nikomu głupot i nie zanudzamy opowieściami o naszych pijackich bądź seksualnych osiągnięciach.

13.Z Zarządem rozmawiamy TYLKO na trzeźwo!!! Staramy się podczas rozmowy nie opowiadać głupot o naszych niesłychanych możliwościach, umiejętnościach i osiągnięciach przyszłych, jak i minionych. W żadnym wypadku nie roztaczamy przed Zarządem wizji pojemności rynku w poszczególnych grupach asortymentowych. Podczas rozmowy nie należy trzymać rąk w kieszeniach, palić i wydmuchiwać dymu prosto w twarz rozmówcy, ani drapać się po genitaliach. Nie należy również obejmować rozmówcy ramieniem. Pamiętamy że Członek Zarządu naszej firmy nie jest "luźnym spoko ziomem".

14.W żadnym wypadku nie kiwamy ręką na Członka Zarządu Naszej Firmy.

15.Nie zmieniamy, klnąc na czym świat stoi, regulaminu gier i konkursów przygotowanych dla nas przez pracowników firmy szkolącej.

16. Jeżeli któryś z uczestników szkolenia nie będzie chciał pić każdej kolejki, nie ryczymy na całą salę "nie chlasz? - to po chuj żeś tu przyjechał"

17.Nie gwiżdżemy na obsługę, nie domagamy się gromkim głosem wódy, żarcia czy usługi seksualnej.

18.Nie wolno uniemożliwiać wejścia/wyjścia z zajmowanego wspólnie z kolegami domku/pokoju poprzez odbywanie tam długotrwałego stosunku płciowego.

19.Nie wolno oddawać moczu do umywalek ani pojemników na śmieci. Można to uczynić do klozetu lub pisuaru.

20. Jeżeli w trakcie zabawy ktoś wyłączy prąd, bo już najwyższy czas iść spać, należy jak najszybciej podać mu szklankę zimnej wody.

21. Przed pytaniem "czy jest tu coś do wypierdolenia?", przed wykonaniem "tąpnięcia w Bytomiu" bądź "pionizacji" sprawdzamy, czy jesteśmy we właściwym domku/pokoju. Nie wyłamujemy drzwi wejściowych do w/w obiektów "bo tam na pewno się schował!"

22. Szkody powstałe podczas kretyńskich, pijackich wybryków będą pokrywane z Waszego uposażenia, bez dyskusji.

23.Będąc pod silnym wpływem alkoholu nie przechadzamy się środkiem ośrodka wczasowego i nie informujemy całego otoczenia, że jest luźno,

24.Chcąc odbić partnerkę w tańcu (o ile dojdzie do zabawy tanecznej) nie przypalamy nikogo papierosem ani nie odpychamy jak chłopca.

25.To nieprawda, że wszystkie kobiety, które będą na szkoleniu mają ochotę pobzykać się z Wami i nie należy również wygłaszać komentarzy w stylu: "kurwa! Tę to bym jebnął..."

26.Zabraniam palenia i robienia setek zdjęć w trakcie szkolenia i integracji. W szczególności zakaz ten dotyczy Sebastiana. Jemu nie wolno dotykać aparatu w ogóle!

27.Nie odbywamy długotrwałych i głośnych stosunków płciowych w pomieszczeniu, w którym przebywają jeszcze inne, postronne osoby, które pragną odpocząć.

28.Nie obrażamy się wzajemnie i nie snujemy głupawych opowieści o rezultatach nieudanych eksperymentów niemieckich na ludności polskiej

29. Przed rozpoczęciem darcia mordy z treścią, która ma zachęcić napotkaną kobietę do natychmiastowego odbycia stosunku płciowego, należy się rozejrzeć i oszacować audytorium. Naprawdę nie wszyscy mają ochotę tego słuchać.

Zdaję sobie sprawę z faktu, iż powyżej podjęte sprawy nie wyczerpują bardzo szerokiego wachlarza Waszych możliwości. Jednakże jeżeli narobicie sobie i mnie wstydu i zaprezentujemy się w obliczu koleżanek i kolegów z grupy A*****R, nie jako zgrany kolektyw sympatycznych ludzi, lecz jako banda wyzutych z resztek człowieczeństwa, zezwierzęconych skurwysynów i pijaków, to długo nie będzie żadnego wyjazdowego szkolenia. 

środa, 1 czerwca 2011

Dzień Dziecka czyli Dzień Kosiarki odc. drugi

Za oknem Dzień Dziecka. Ktoś wpadł na pomysł aby jako atrakcję pikniku postawić na boisku szkolnym samochód policji. Jak myślicie, który element wyposażenia najbardziej podoba się uroczym, grzecznym dzieciom? Klakson? Nie syrena, która wygrała z klaksonem. Robię kreski w notesie na każdy dzwięk klaksonu i drapię pazurem ścianę na każdą syrenę. Drapię, ale dopiero jak odczepię się od żyrandola, na który wstrzeliwuje mnie za każdym razem dźwięk tejże. Syrena wraz z moto obudową znajduje się w odległości strzału z kałasza. Dodam - celnego strzału. Mówiłem nie dawać mi broni! O której zamykają dzieci? Eeee to znaczy szkołę? Dlaczego szafa pomimo, że posiada oświetlenie wewnętrzne,  nie jest dźwiękoszczelna? Podobno dzisiaj dwieście dzieci pojechało metrem do kina w asyście nie oddziału antyterrorystycznego tylko czterech opiekunek. Jeśli zobaczycie mężczyzn w garniturach i panie w garsonkach wybiegających z obłędem w oczach z podziemi The Tube, to znaczy, ze trafili na milusińskich. Biegną do pracy polami, kryją się pod teczkami pełnymi laptopów. Nie widzą, że już dawno zostali oklejeni gumami, polani sokiem i pomalowani kredą. Kilku zbacza do poradni "Zdrowa Korporacja - uśmiechnięty Pradocholik", szukają porad trenerów biznesu i coachów. Nie ważna cena, trzeba zatrzeć wrażenie, lobotomia Dnia Dziecka.

wtorek, 24 maja 2011

Konkluzja

Od rana próbuję pracować w domu. Na przeszkodzie temu,  poza kosiarkami, które jakby milczą ostatnio, stoją różnego rodzaju służby. A to kominiarz, a to listonosz, elektryk w sprawie napięcia, gazownia w sprawie szczelności i tak dalej. Dzisiaj rano powitałem pana od domofonu. Tradycyjnie zapytałem o upoważnienie (oj małej wiary jestem) i identyfikator. Pan się obruszył, wydął usta i nie zbity z tropu, a widać że zaprawiony zaczął tyradę:" Firma nam nie daje identyfikatorów, jak pan nie zrobi badań to będzie Pan musiał sam iść i to załatwić!". "Że co?" Odpowiedziałem piękną i nienaganną polszczyzną. "Może mam jeszcze wyrwać domofon i kabel aż do pół piętra i w zębach przynieść?" Pan nie zrozumiał aluzji i dodał na odchodne, mimochodem: "My jesteśmy z Firmy, a ci z identyfikatorami to najczęściej OSZUŚCI!!!" Mój światopogląd legł w gruzach. Od jutra nie wpuszczę policji, straży pożarnej, miejskiej i listonosza, no chyba że zjedzą identyfikatory lub je spalą bo od dzisiaj to dla mnie potencjalni oszuści są!!!

poniedziałek, 23 maja 2011

Wiosenna audycja WNET



Spóźnione, ale nie było mnie na miejscu, a materiał nadal mnie bawi, WIOSENNA PALMA!!! http://www.radiownet.pl/radio/wpis/13725/

wtorek, 17 maja 2011

Pamiątki i zdjęcia

Już o tym było po części: 
  • Kolega w podroży po Chinach postanowił kupić jakąś pamiątkę dla rodziny. Po dwu godzinnej próbie zakupów wrócił do baru, a którym stół powoli zapełniał się pustymi butelkami po Tsing Tao i oświadczył: "Eee, chciałem kupić jakieś pamiątki, ale pomyślałem że to na pewno sama CHIŃSZCZYZNA!!!"
  • Zdjęcia: Koleżanka Seniorka do koleżanki Seniorki po powrocie z wycieczki: "Halinko przecież Ty takie śliczne zdjęcia robisz, A SOBIE ZAWSZE TAKIE KIEPSKIE", :)

sobota, 14 maja 2011

Dzień Świra (zielonego)

Od trzech dni, dokładnie dwanaście godzin na dobę pod moim oknem trwa wojna z trawą. Od siódmej rano, na pole walki wytaczają się trawożerne, naddźwiękowe kosiarki z ich potężnie umięśnionymi, palącymi ViceRoy-e bez filtra, operatorami. Po prostu Avatar 2 i 1/3 Walka toczy się o każde źdźbło, piana w ustach przy podkadzaniu drzewkek widoczna jest z V pietra. Pot "klasy w ogodniczkach" pachnie adrenalina i zemstą na "zielonym bogu wiosny". Proszę nie przynoście mi broni, będę strzelał, sypał piasek w tryby komunalnej maszyny i zapychał filtry oleju świeżo skoszoną maciejką. W ostateczności pojadę do Krakowa po "Barszcz Sosnowskiego" i podam go na ciepło z razowym chlebem jak chłopka strudzonym kosiarzom. Niech spuchną i użyźnia mój trawnik. Dźwięki są z piekła rodem, wycie, jazgot, turkot tysiąca tirów bo starej betonowej drodze i do tego jumbo w fazie rozbiegu. Jak ja mam pracować w sobotni poranek, który po powrocie jest dla mnie niedzielnym popołudniem? Nagle za oknem cisza, koniec? Nie, o ułudo, to przerwa śniadaniowa na pierwsze, zasłużone a jakże piwko. Obraz pod rosłym klonem jak rodem ze "Śniadania na trawie", kształty nie te, ale lekkość dzierżenia rączki od gazu nie mniejsza jak pędzla u impresjonistów. Nadchodzi noc, Noc Muzeów. Znajdę trawożerne potwory, popodcinam im przewody paliwowe i z zapaloną zapalniczkę i wyrazem twarzy z najgorszych horrorów klasy B będę stał i wygłaszał formułki o moim powrocie, i takie tam. Pora pójść na targ po kominiarkę :)

wtorek, 29 marca 2011

Aussie guide for freaks

"I still call Australia HOME!" by Aga "Pole by birth, Aussie by heart"
"Absolutnie najlepsze fish and chips dają w San Remo – przy samym wjeździe na Philiip Island. Knajpka jest przy długaśnym moście. Ryba fantastyczna, prosto z oceanu, panierowana delikatnie i smażona do doskonałego złotego koloru. Chipsy perfekcyjnie zrobione z własnoręcznie przez nich obieranych i ciachanych ziemniaków. Najlepiej konsumować lubieżnie na tarasie – z widokiem na całą zatokę, w towarzystwie przyjaznych pelikanów, które z radością poczęstują się zaoferowanym chipsem. Oczywiście nie na żadnych plastikach serwowane tylko jak należy – w gazecie. :)


Najlepsze martini absolutnie w całej Drodze Mlecznej oferują w Gin Palace, przy malutkiej bocznej uliczce odchodzącej od Little Collins Street. Trzeba wiedzieć jak trafić (jak zresztą do najlepszych lokali). Za moich czasów bytności tam dawali – jak sama nazwa wskazuje – li i wyłącznie drinki z ginem, a specjalizowali się w kilkunastu typach martini. Pycha. Z ciekawostek dodam, że wnętrze mocno klimatyczne, kanapy i fotele pluszowe, malutkie staroświeckie stoliczki, ściany z cegieł. Wnęki intymne dla parek lub małych grupek. Z moimi kolegami nazywaliśmy to miejsce OB-GYN Palace (ot, taki żarcik medyczny, hehe, tym bardziej że już po trzecim martini ... nóżki...)



Najsmaczniejsze i najsoczystsze navels są w małym gaiku, tak w połowie drogi między Red Cliffs a Mildura. Nazwy nie pomnę, ale trafię i palcem pokażę gdzie. ;) To jest w ogóle cudowny region, słynący nie tylko z orange groves ale i z winiarni – np. Lindemans. Najwspanialsze są Jazz Food & Wine festivals, podczas których zwiedzający winiarnię mogą nie tylko posmakować winka, zagryźć go pysznym serem ale i rozłożyć się leniwie na trawie i wieczorem posłuchać dobrej jazzowej muzyki, z cykadami w tle. Z ciekawostek: w regionie są dwie miejscowości Colignan i Nangiloc – zadupia totalne, ale położone najbliżej siebie, więc ojcowie założyciele nadali im nazwy będące lustrzanymi odbiciami. W regionie znajdują się również parki narodowe w tym jeden z tzw. Pink Lakes – to są jeziora z soli, po których normalnie chodzić można (mam zdjęcia) a kolor różowy mają, bo pod wartwą soli rosną radośnie krasnorosty, czerwone algi, które przebijają i dają śliczny kolorek różowy. Widok niezapomniany w blasku zachodzącego słońca. :)



Coś jeszcze ktoś życzy się dowiedzieć? Wiem gdzie serwują soczyste białe larwy – na surowo lub lekko grillowane. ;) 

by Aga: Pole by birth, Aussie by heart

czwartek, 24 marca 2011

Australia - tajne miejsca

Wkrótce wiadomości z Australii od prawie rodowitej Aussie: "...zacznę pisać w której knajpie na Phillip Island dają najlepsze fish and chips, w którym pubie w Melbourne robią perfekcyjne James Bond martini (BTW: w tym samym miejscu serwują "Weekend in Warsaw" martini - zamiast oliwek do kieliszka wkładają anyżkowy drops oblany ciemną czekoladą), i z którego gaju pod Mildura można sobie prosto z drzewek zerwać najpyszniejsze navel oranges..."
Czekamy!!! tak to ja lubię zwiedzać Świat!!!

Marakesz "Que sera, sera"

"Człowiek, który wiedział za dużo", to film z a956 roku w reżyserii słynnego Alfreda H. Jeśli ktoś wybiera się do Maroka to warto zobaczyć bo to wspaniały obraz lat przeszłych. Wartka akcja, intryga i ciągłe napięcie, tajemnica i moda z dawnych lat. Świat miniony, na szczęście utrwalony. Główne role świetnie zagrane przez Doris Day i Jamesa Stewarda. Jako bonus dla zainteresowanych piękna ballada "Que sera, sera" w wykonaniu Doris. która niestety miała nieszczęście nigdy już nie powtórzyć sukcesu tej właśnie piosenki. Śpiewała całe życie, ale widzowie zapamiętali ją jako divę tego właśnie jednego utworu. Na pierwszym planie Meczet Hassana II blisko placu Jemma el Fna w Marakeszu. Szczególnie polecam kolację przy jednym z ruchomych straganów i obowiązkowo dużą szklankę soku pomarańczowego wyciskanego na miejscu.

środa, 23 marca 2011

Poszukuję kieliszka

Zawsze, od początku działalności "artystycznej", wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Poszukuję kieliszków o pojemności 13 i 24 ml oraz 7 i 12 ml dla gości płci pięknej. Pośrednie mnie nie interesują. Jak nie znajdę to będę pił zdrowotnie w 50-tkach albo, nowo modnie pubowo, w 40-tkach i to wcale na zdrowie mi już nie wyjdzie. Znowu "Seta-Meta-Galareta"? Powrót nocnym do domu, wschód słońca nad Wisłą skrzącą się krą? O rany, ale bzdury! Materiał poglądowy otrzymałem od fachowej służby medycznej. Sto lat!

wtorek, 22 marca 2011

Biorę się za słowo jak za chleb

Tekst Elżbiety Adamiak:
Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy za lasem
Rano wstaję, poemat chwalę
Biorę się za słowo jak za chleb
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej


Posłuchajcie:Jesiennej strony 

Wyścig weselny

Wiosna za oknem, sezon na wesela tuz tuż. Mam na koncie wesele trzy dniowe w Zakopanem. Czterodniowe na wsi gdzieś między studnią a stodołą i kilka mało miasteczkowych, remizowych i innych. Zawsze fascynował mnie obrządek tak zwanych Oczepin. Najbardziej, gry i zabawy ludu polskiego na przełomie XX i XXI wieku. Otóż pierwsza z nich to konkurs dla kawalerów. Kiedyś będąc w tak zwanej sali GS Społem w Mamliczu, uczestniczyłem w czymś co nazwałbym kwintesencją tychże zabaw. Wodzirej z wąsami jak wstęga Wisły, rzucił do zgromadzonych,  nabitych jak autobus w szczycie, kawalerów: "...a teraz wygra ten, który najszybciej przyniesie z kuuuchniiii....(teatralne zawieszenie głosu)...którąś z Pań Kucharek!!!". Co się działo, kawalerowie jak kawaleria z poluzowanymi wędzidłami na Wielkiej Pardubickiej, rzuciła się w wąski korytarz prowadzący do sali bemarów. Przeszkoda z wujka Staszka co tu leży od 22.00 zmorzony roladką drobiową - hop! Rów z oranżadą co rozlała się przy popitce i śpiewaniu "Gorzko, gorzko" - hop! Trzask drzwi, łamane zawiasy, szczęk krzeseł rozpychanych silnymi, owłosionymi barkami i kułakami wystającymi z podwiniętych rękawów koszul marki Sunset Suit. Furkot kamizelek z pleckami ze sztucznego jedwabiu i popuszczonych krawatów w turecki wzorek. Już, już są, szukają, taksują, każdy łapie co mu w ręce wpadnie. Lusia 65 kg - ładna, mąż strażak. Basia 75 kg, blond i tipsy, Krysia 85 kg (ale to nie prawda na pierwszy rzut oka). silny wąs i najlepsze mielone w promieniu 3 wiorst. Chwycili, wykonali zwrot na pięcie w lakierkach od pierwszej komunii chrześniaka. Biegną, dyszą, walka trwa. Jeden mało głowy na zakręcie Lusi nie urwał o wystający wieszak. Rumak Basi fiknął na zakręcie , nakrył się lakierkami i Basią, ledwie uszedł z życiem spod krynolin i plis. trzeci zmierza do sali! Prawie po ziemi wlecze Krystynę (dla znajomych Krychę), wpada, wrzask aplauzu i girlandy z barszczyku i tatara siekanego naprędce już w powietrzu.  Pachnie bigosem i rychłym sukcesem. Stanął, nie bez wysiłku hamując na środku sali i... wypuszcza kucharkę z rąk na środek parkietu. TOUCHDOWN!!! Ona macha nóżkami, on przyjmuje gratulacje od orkiestry grającej motyw z westernu. Nagrodą jest kolejna flaszka wódki z naklejką Para Młoda i zdjęciem nowożeńców... ach co to był za bal. Dwa żebra złamane, liczne otarcia, skręcona kostka, ale wrażenia bezcenne i kac gigant.

czwartek, 17 marca 2011

Bardzo dynamiczne? Możliwe!

Studia doktoranckie wzbogacają również o anegdoty. Teraz humor uczelniany z kręgów Strategic Management Journal. Kiedy w 2004 roku Jay Barney opublikował słynne "CAPABILITIES, BUSINESS PROCESSES, AND COMPETITIVE ADVANTAGE...". Powstała anegdota złośliwa, acz obrazująca nigdy dotąd nie widziane i nie dotknięte  "capabilities" czyli możliwości. Otóż pewien doktorant wychodząc z Mc Donald zobaczył na trawniku leżące "capabilities", prędko wrócił po papierową  torbę, pochylił się i cap, złapał je! Pobiegł do gabinetu prof. J. Barneya, ale drogę zagrodziła mu sekretarka. "Nie wpuszczę! Nie wolno przeszkadzać!", "...ale ja mam capabilities!", "Proszę pokazać". Jeden rzut oka, faktycznie. Doktorant biegnie dalej, drogę zagradza mu doktor asystent J Barneya, "...nie puszczę,  tu historia się powtarza, radość nie zna granic, wbiegają we troje. Profesorze, profesorze Barney "We bring  capabilities!", "Oh yes?". YES! "Show me, now!" Doktorant  otwiera torbę , nurkują do niej wspólnie, wychylają  się ze zdziwieniem patrząc sobie w twarze, "The bag is empty!" Doktorant zagląda, patrzy zdumiony na przerażone twarze zgromadzionych i mówi do prof. J. Barneya "Probably it was very dynamic capabilities!!!".
Dla ciekawskich praca o Capabilities w załączeniu, uważajcie zeby nie uciekła:

środa, 16 marca 2011

Candwich na życzenie do poprzedniego posta "Lord of kanapka"


Lord of kanapka

Już dawno po śniadaniu, a nawet po drugim. W wielu firmach przy komputerach pochłonięto kanapki. W małych i nie na czas płacących firemkach, chlebek z domku z cieniutką warstewą margarynki, a w korporacjach sandwich-e. Nawet nie sądziłem jak stary to pomysł, a tu niespodzianka. Otóż kanapka składająca się z dwóch kromek chleba z wkładem powstała prawdopodobnie około 1750 roku czyli w XVIII wieku!!! Kroniki i prasa donoszą, iż jej autorem - pomysłodawcą był niejaki lord John Montagu of Sandwich (hrabstwo na północ od Londynu). Pełne nazwisko z tytułami z 1718 roku to: Thomas Gainsborough XX John Montagu, Czwarty Markiz of Sandwich, Pierwszy Lord Admiralicji. Lord o tym ciut przydługim tytule był po prostu hazardzistą, grywał w karty, a szczególnie w pokera z krótkimi przerwami na posiłki. Te również postanowił zredukować i aby nie wstawać od stołu, kazał podać sobie kanapkę według własnego pomysłu. Nie brudząc sobie rąk, dobrał fulla na królach i wygrał. Ręką czystą i pachnącą olejkiem różanym, schował 200 funtów do kieszeni i nie odchodząc od stołu rozdał kolejną, nie wiemy jak bardzo, szczęśliwą partię. Amerykanie podobno wymyślili candwicha, ale nie wiem czy to od puszki jako opakowania kanapki czy od natychmiastowej, moim zdaniem, konieczności zamknięcia i odosobnienia jej wynalazcy (sic!). A propos pokera to kilku moich kolegów pamięta ze studiów medycznych rok pierwszy i czwarty. Czas miedzy tymi latami szczelnie wypełniła im gra w brydża. Ja natomiast pamiętam, żeby pod żadnym pozorem się u nich nie leczyć, co się będę licytował, lepiej powiem pass!!! Jedynym problemem w czasie gry w karty było co semestralne wyszukanie ofiary płci pięknej, która by  gotowała i prała aż do kolejnej sesji, ale Anatomia w 9 tomach rzecz deficytowa, a więc kanapki za wiedzę i nowa rozgrywka.

poniedziałek, 14 marca 2011

Rzymski dom publiczny

Pewien profesor od Prawa Rzymskiego, który to przedmiot spędza sen z oczu pierwszoroczniaków na Wydziale Prawa, nie lubił studentek. To nic nowego, wręcz zdarza się często, idiota jeden twierdził że są nie predestynowane do zawodów prawniczych i że ich miejsce jest zgoła na innych wydziałach. Zachowania, które budzą aktualnie w nas odruch agresji, kiedyś uchodziły za śmieszne. Podobnie jak opowiadanie dowcipów o blondynkach i przedstawicielach religii starszych niż chrześcijaństwo. Dzisiaj na szczęście już to nie uchodzi, a raczej ludzie otwarcie zaczęli mówić, że im to się nie podoba i nie życzą sobie. Otóż profesor ten był kiedyś członkiem komisji egzaminacyjnej tak zwanego komisu czyli "ostatniej szansy". Do sali wchodzi studentka ubrana, no powiedzmy bardzo mało egzaminacyjne ze szczególnym naciskiem na "bardzo mało". Profesor wysiekły, nie kryje irytacji i ciska pytaniem typu koło ratunkowe, ale z betonu. "Pani powie czy...", tu omiata ofiarę łasym i lubieżnym wzrokiem, "...mogłaby Pani prowadzić w Rzymie Cesarza Hadriana dom publiczny?". Komisja zamiera, studentka zagryza wargi i patrzy na dłonie profesora. Podnosi wzrok, patrzy mu w oczy i powoli sylaba po sylabie mówi: " Ja Nie Ale Pa Na Żo Na JAK NAJBARDZIEJ!!!". W sali słychać łuszczącą się farbę olejną. W szafie z hukiem krawaty "wychodzą z mody", a mucha przelatując między adwersarzami,  wywołuje falę dźwiękową porównywalną z atakiem helikopterów HUEY w "Czasie Apokalipsy". Komisja przełyka ślinę, wieszczą katastrofę dla studentki i to na sześć pokoleń w przód. Powietrze jest gęste jak kisiel wiśniowy i równie mało przejrzyste. Tymczasem profesor wpisuje coś w indeks, nie spiesząc się, podnosi wzrok, podaje indeks i mówi "...ma Pani rację - zdała Pani". Zagadka? Otóż nie! W starożytnym Rzymie profesja "burdel-mamy" była zarezerwowana wyłącznie dla kobiet zamężnych, a profesor miał na dłoni obrączkę! Trzeba się uczyć, niezależnie od płci.

czwartek, 10 marca 2011

Niemiecka solidność

"Nikt nie będzie płacił za to by dostać się z Berlina do Poczdamu w godzinę, jeśli na koniu można tę trasę pokonać w niespełna jeden dzień i to za darmo". Powiedział to Król Pruski Wilhelm I o kolei żelaznej w 1864 roku. Natomiast ja nadal czekam na DB na naszych torach, ciekawe co wygra, niemiecka solidność, czy polska "fantazja"? Strajki dziesiątek związków zawodowych. Protesty że: "Nie będzie nam tu Niemiec po polskich, NIEPODLEGŁYCH torach jeździł!!!", PKP na pewno coś wymyśli i to nie w kwestiach ekonomicznych, chociaż tu najprościej o blokowanie. Idą wybory, będzie się działo! Ciekawe? No więc NIE!!!  Nieciekawe, żenujące wręcz! Cesarzu, Królu, ratunku, została nam bułka kajzerka, a mogło być tak pięknie.


środa, 9 marca 2011

Bandyci do bani

Słyszałem już kilka rankingów najgłupszych przestępców ostatnich lat, postanowiłem więc w końcu wybrać dla Was kilka perełek:
Jeden z rabusiów próbował okraść bank w Oregonie podając kasjerce kartkę "To jest napad". Kasjerka odpisała "Tu jest tak niewyraźnie napisane, że proszę przyjść jutro, będzie kierownik". Inny chciał przeczekać i zamknął się w szafce w Best-Buy-u, dostał skurczów i rano wyciągali go z "więzienia", lekarze. Następny dał sobie wyrwać pistolet przez emeryta sprzedawcę na stacji benzynowej. Jeszcze innemu wypadł magazynek z broni i rozsypały się naboje, uciekającego skutecznie "powaliły" na podłogę drzwi obrotowe. Ostatnio słyszałem o bandycie, który napadł z bronią na kiosk ruchu, a pani Basia energicznie opuściła okienko co spowodowało odpadniecie lufy od "broni" i przytrzaśnięcie ręki rzezimieszka . Niezrażony przestępca uciekając podjął próbę wyrwania torebki starszej pani przy wejściu do metra. Dostał takiego "plaskacza", że nakrył się nogami i trafił do dentysty z połamaną 2 i 3. Absolutnymi mistrzami kamuflażu są oczywiście wspólnicy Woodego Alena z filmu "Drobne Cwaniaczki", jeśli nie widzieliście to nic nie opowiem aby nie psuć zabawy. Miejsce pierwsze zarezerwowałem dla Gangu Olsena, który szukał metody na niepoznakowane przybycie do miasta: "Jeśli bank jest w centrum miasta. jeśli to jest w samo południe i jeśli mamy pojawić się niezauważeni, nie zwracając niczyjej uwagi to przyjedziemy CZOŁGIEM", a pamiętacie jak rabusie z Vabank zapytali jubilera: "Czy wie Pan co to jest?". Odpowiedział, że wie, "...to jest tłumik", a oni "No to wyda Pan biżuterię z gabloty czy mamy do tego dokręcić pistolet?" A propos, dlaczego bandyci tak rzadko uciekają ofiarom? Niski poziom wf-u i zbyt dużo zwolnień, Dlaczego nie są doganiani przez policję? Nawet nie chcecie wiedzieć jakie są aktualne wyniki testów okresowych w komendach! Sto metrów w...

Zapomniane marki

Poranny pomysł, rodem z Łodzi, w swojej "pilockiej" galerii zdjęć na Picasa uruchamiam katalog "Zapomniane marki". Będę gromadził zdjęcia, jpg i inne wirtualne dowody pamięci dawnych czasów we wszelkich wymiarach i o wszelkich wagach. Dzisiaj pierwsza z nich. Lubelska Fabryka Wag. Chętnych do wspólnej zabawy zapraszam. Każdorazowo wraz z autorem zdjęcia będę publikował nasze znaleziska na FB. Pierwsze tropy i poszukiwania: 

  • MELEX, 
  • Pasta BUWI
  • proszek IXI 
  • buty RELAX 
  • lody Pingwin 
  • Rowery WIGRY, JUBILAT 5
  • Magnetofon szpulowy GRUNDIG

wtorek, 8 marca 2011

Litewski ślusarz serc


Otóż dzisiaj jest  8 marca,  Dzień Kobiet, międzynarodowy zresztą (sic!). Po ulicach i w metrze włóczą się bandy „mężczyzn” ze „zdechłymi” tulipanami i pseudo bukietami. Cukiernie sprzedają słodkości, a hektolitry może nie-bardzo-taniego, ale też nie-za-drogiego wina płyną i płynąć  będą cały wieczór. Ja zabieram Was, po raz drugi dzisiaj, na Litwę. Proponuję  zmianę, jeśli nie miejsca, to choćby klimatu. Przez Wilno płynie mała rzeczka, zwana Wilejką, a na niej jest most.  Nic w tym szczególnego, gdyby nie  upodobanie do tegoż Mostu i  tej rzeczki zakochanych. Jak każe miejscowy zwyczaj, pary kupują kłódkę, grawerują na niej wspólnie swoje imiona, zapinają ją na poręczy mostu, a klucz wspólnie wyrzucają za siebie. Wyrzucają jak minione, samotne lata zycia bez siebie. Most tonie dosłownie w mniejszych, większych i całkiem sporych wyrazach "związania" się na zawsze. Już prawie brakuje wolnych miejsc na tym miłości padole. Ech! Cóż dodać? Tu pora na zupełnie inna puentę, a co jeśli związek się nie udaje, kończy, wygasa? Otóż nie zaobserwowano  samotnych mężczyzn w woderach błądzących nocą w nurcie rwącej rzeki. Nie widziano również kobiet z patykami, kijami i drągami próbujących wydobyć ten jeden... klucz z pomiędzy otoczaków na dnie Wilejki. Co więc dzieje się, albo co nie dzieje się? Łatwo oczywiście o pomysł na biznes:

"ŚLUSARZ ROZWODZICIEL", ze sloganem nad drzwiami: "Kończę związki! Szybko, sprawnie, bez śladu i "rozwodzenia się" - jeśli wola Wasza i potrzeba taka to zakład posiada gumówkę i palnik acetylenowy", "rozkuwanie kowalskie płatne dodatkowo!"
Myślę, że tak naprawdę dzieje się coś innego. Otóż Mrożek powiedział kiedyś: "Kochałem Panią, nienawidziłem Pani, a teraz zrobię rzecz najstraszniejszą - ZAPOMNĘ O PANI!!!". Wiec może te tulipany i desery mają sens? Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym! Czytam Mrożka i popijam winem, czerwonym oczywiście!

Kaziuki i świńskie kawałki

Żadne inne święto, nie pachnie tak jedzeniem, jak imieniny Kazimierza w Wilnie. W zaledwie dwa dni spróbowałem:
1) Cepeliny (kartacze) - czyli pyzy ziemniaczane nadziewane mięsem, cebulą i przyprawami.
2) Czebureki - typowo tatarskie danie, pierogi smażone na gorącym tłuszczu z nadzieniem mięsnym.
3) Kibiny - narodowe danie karaimskie (o Karaimach przy innej okazji), są to pierogi, które po ugotowaniu są dodatkowo pieczone, dla mnie numer jeden, szczególnie ze karaimowie jako wyznawcy judaizmu w wersji tak zwanej babilońskiej, nadziewają je baraniną.
4) Kindziuk -  najlepsza w świecie kiełbasa robiona z żołądka wieprzowego, wypełnionego warstwami mięsa, przypraw, słoniny i suszona na przewiewnych wiejskich strychach.
To wszystko popiłem Girą czyli kwasem chlebowym, zagryzłem litewskim chlebem. Na żołądek i trawienie skosztowałem "Trzech dziewiątek", nalewki z 27 leczniczych ziół, ale nie przepadam za nią. Pitne miody dopełniły arcydzieła kuchni litewskiej. Oczywiście każda część zwierzaka z płaskim ryjem co to już raz był malowany na czarno, ma swoje zastosowanie. Coraz rzadziej, ale nadal jako zakąskę do piwa podaje się wędzone uszy świńskie. Można również zamówić, albo po prostu kupić cały świński łeb, delicja po prostu!

środa, 2 marca 2011

Generalny uśmiech

Nie jestem miłośnikiem filmów typu sitcom, ale "Allo Allo" wykracza poza ten schemat. Dzisiaj w restauracji u Rene robiono pamiątkowe zdjęcie z Generałem. Fotograf zbierał się dość długo do dzieła, na co Generał wysyczał spomiędzy radośnie odchylonych kącików ust "...szzzzzbciej bo mój uśmiech traci na szczerości", znacie to uczucie?

Kto wie, to wie! A reszta... cóż?


wtorek, 1 marca 2011

Uśmiech poranny

Mało nie spadłem z krzesła po przeczytaniu tego. Otóż cały weekend prowadziłem zajęcia ze studentami i mówiłem o komunikacji, negocjacjach, konfliktach, werbalnej, niewerbalnej i wszystkim tym co przydać się może, a raczej na pewno przyda. Grupa okazała się nadzwyczaj chłonna i zainteresowana. Kiedy wczoraj jeszcze trochę oszołomiony 18 godzinami wykładów siedziałem nad zupą Minestrone w restauracji u moich znajomych na Świętokrzyskiej zadzwoniła moja koleżanka, dumna matka dwójki bliźniaków. Jak Ona to robi? Nie chodzi o rozróżnianie, ale o opanowanie tłumu żądnych wrażeń i emocji, ruchliwych jak pszczoły facetów? Podziw i chapeau bas! Wracając do tematu, udało nam się połączyć dopiero gdy tylne fotele lotnicze zostały zajęte przez dwóch doskonale wyszkolonych w sytuacjach bojowych,  4 letnich Pilotów Pirxów. Próbowaliśmy porozmawiać, ale szumy w kanale komunikacyjnym, oczekiwania dotyczące, muzyki, bajek i postoju w Mc Donalds były na takim poziomie, że komunikacja zanikła do zera, a chwile później została przekierowana do jednego z CO pilotów, który poinformował mnie o swoim stanie zdrowia, który to sam niechcący nadwyrężyłem kiedyś wspólna zabawą na huśtawce. Drugi CO "poinformował" pierwszego, że teraz on rozmawia. W powietrzu zawisło zarzewie konfliktu na miarę granicy Indyjsko -  Pakistańskiej. Raz rozmawiałem z jednym, raz z drugim, to o szyi, to o ... no właśnie o czym? Super było dopóki telefon nie wrócił do rąk Matki Pilota, która poinformowała obu CO, że teraz Ona rozmawia. Koniec i basta! A nie prawda, z tylnej ławki dały się słyszeć negocjacje w postaci markotnej miny i początków szlochu. Telefon wrócił do CO, wykonał jeszcze jedną rundę i uspokoił, wraz z wizją lodów i frytek, sytuację.  Już spokojnie umówiliśmy się na pogadanie w innym terminie -uffff. Co mnie rozbawiło? Wiecie jak "Matka dzieciom", nazywa swój samochód wypełniony CO Pilotami? Nazywa go WOZEM TRANSMISYJNYM !!! no rzeczywiście dawno nie słyszałem takiej HD transmisji i do tego multikanałowej! Jedź ostrożnie M.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Co oznacza dla mnie Kuchnia!!!

Cóż dodać?
http://www.youtube.com/watch?v=TtoZ6GRPGbo

Eeehhh Mambo Italiano!!!

Statystycznie

Co niszczy nieodwołalnie 14 % naszego życia? Poniedziałek, poniedziałek, moi drodzy. Słyszeliście, że zapytam przy okazji o swobodnym pomysłem rocznego urlopu dla "wypalonych" pracą? Otóż ostatnio jeden z naszych ministrów dyskutował o tym w gremium komisji ministerialnej. Na pewno na pierwszy rzut oka pomysł i Wam się podoba. Potraficie natomiast wyobrazić sobie jak duży, jak trudny i jak "pod górkę", będzie pierwszy poniedziałek po powrocie do pracy rok od jej opuszczenia? Mam lepszy pomysł, jaki? A dlaczego mam go omawiać ot tak, od razu? Może Wy wcale nie jesteście zainteresowani? A teraz wszystkich biuro-poniedziałki-frustratów pozdrawiam i ... idę do pracy.

środa, 23 lutego 2011

Blackout Saaba

Dzisiaj "Dzień niepodległości Saaba". Gratuluje "powrotu" do Szwecji! Już nie pamiętam czyją są własnością, ale mam nadzieją, że nie Taty jakiegoś. A propos dobrze spasowane drzwi w tym ostatnim to takie gdzie dłoń wchodzi i wychodzi bez dotykania blach. Model Tata Safari ma tyle wspólnego z Wyprawą na oglądanie zwierząt co ja z nurkowaniem podlodowym. Mam nadzieję, że Saab nadal umieszcza na kokpicie przycisk wyłączający oświetlenie panelu. Piękna lotnicza tradycja rodem z II Wojny Światowej BLACKOUT-u i jakże wygodna!

wtorek, 22 lutego 2011

Bank puszcza farbę

Historia prawdziwa: Klient składa na ręce dyrektora oddziału banku reklamację " Z powodu wymalowania pomieszczenia z bankomatem nową farbą uniemożliwiono mi realizację wypłat, oczekuje rekompensaty i zadośćuczynienia". Bank bada sprawę. Może alergik? Może ma fobię na punkcie świeżej farby? Może kolor mu się źle kojarzy, przeraża? Może religia, kultura? W końcu ktoś umawia się z "Farbowanym Panem" i słyszy konfidencjonalnie wyszeptaną odpowiedź "Bo ja sobie, wie Pan, na ścianie PIN wydrapałem i co teraz!? Teraz go nie pamiętam, farby nie zdrapię, a Panu i tak nie powiem gdzie, bo ja Wam już nie wierzę!!!". 
Kolorowo jest, nie ma co!
Innym razem klient wpłacił 100 zł wieczorem, a rano postanowił podjąć z bankomatu obok (tego samego banku), wpada z banknotem do oddziału i robi aferę, że to skandal bank obraca w nocy jego pieniędzmi! Ktoś przytomny pytaj "Jak to?", "...a tak to, że miałem znaczony banknot i teraz już wiem!!!"

czwartek, 17 lutego 2011

Ptasi mandat

W związku ze zmianą Ustawy prawo o ruchu drogowym, podobno mają byc likwidowane atrapy fotoradarów? Policja nie robi absolutnie nic w tej sprawie. Rzecznik prasowy Komendy Głównej twierdzi, że to nie atrapy, tylko: "Przygotowane do montażu w przyszłości obudowy z ustaloną lokalizacją". Mam w takim razie rozwiązanie alternatywne, znalezione w jednym z czasopism. Wybijamy szybkę, montujemy patyczek, może być drzewniany czyli ekologiczny. Mamy budkę lęgową. Wzór na załączonym zdjęciu. Jeśli zostanie ona wybrana  przez na przykład szpaka, można go namówić do współpracy. Niech gwiżdże na widok nadjeżdżających piratów drogowych. Jeśli to będzie dzięcioł, niech wystukuje numery tablic rejestracyjnych na wymiennej deseczce. Po prostu green power! Poza tym dlaczego mówi się piraci drogowi? Pirat to takie romantyczne, nie lepiej zwykli   bandyci?!

środa, 16 lutego 2011

Kto sieje wiatr w USA?


Dawno temu w Ameryce było inaczej. Słowa bożego używano jak amunicji, a nauczycieli chcących pokazać inne teorie niż "boski cud stworzenia" zamykano w więzieniu. Ksenofobiczna społeczność lokalna ziała wola zemsty, a sąd nie miał doświadczeń w oddzielaniu prawdy od tradycji. Genialnie wszystko to pokazano w filmie "Kto sieje wiatr" z 1999 roku z moim ulubionym Jackiem Lemmonem w jednej z głównych ról. oprócz niego zagrał drugi słynny oskarowy aktor: George C. Scott. Obaj występują w nowej wersji jednego z najsłynniejszych dramatów sądowych w dziejach kina. Film "Kto sieje wiatr" ukazuje kulisy tzw. "małpiego procesu", który wstrząsnął amerykańską opinią publiczną W małym, sennym miasteczku na amerykańskiej prowincji, gdzie Biblia uważana jest powszechnie za jedyną wyrocznię, nauczanie darwinowskiej teorii ewolucji to wielkie ryzyko. W obawie, by umysły dzieci nie zostały zatrute "bluźnierczą" teorią, mieszkańcy osadzają młodego, odważnego nauczyciela w więzieniu. Do akcji wkraczają dwaj najbardziej wpływowi prawnicy Ameryki - Henry Drummond (Lemmon) i Matthew Harrison Brady (Scott). Podczas gdy Drummond walczy w obronie wolności przekonań, Brady skupia wokół siebie zaślepioną żądzą zemsty lokalną społeczność. Wyrok nie tylko zburzy spokój prowincjonalnego miasteczka, ale wstrząśnie całą Ameryką. Obejrzałem w sobotę, nadal jestem pod głębokim wrażeniem.

wtorek, 15 lutego 2011

Nieistniejąca wygrana

Marzenie, wygrać w kategirii w której sie nie startuje. Pewien Bank internetowy w Wielkiej Brytanii jest tak "wielbiony" przez swoich klientów, że ankieta z 2009 roku wykazała, iż zdobył I miejsce w kategorii "najlepsze bankomaty". Klopot z tym, że bank ten nie ma ani jednego własnego bankomatu.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Nierząd fiskusa

Z ostatniej chwili. W związku ze zmianą ustawy i likwidacją nieopodatkowanych krótkoterminowych  lokat, które unikały, tak zwanego, podatku Belki. Fiskus zapowiedział, że będzie sprawdzał  osoby, które deklarują swoje przychody z tytułu nierządu. Jestem bardzo ciekawy jak to będzie się odbywało? W marketingu znamy pojecie anonimowego klienta, który testuje jakość obsługi i serwisu, ale w tym przypadku! A co jesli odmowa świadczenia usługi nastąpi bo się urzędnik po prostu nie spodoba? Już zacieram ręce na pierwsze doniesienia o kontrolach.