"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


wtorek, 29 marca 2011

Aussie guide for freaks

"I still call Australia HOME!" by Aga "Pole by birth, Aussie by heart"
"Absolutnie najlepsze fish and chips dają w San Remo – przy samym wjeździe na Philiip Island. Knajpka jest przy długaśnym moście. Ryba fantastyczna, prosto z oceanu, panierowana delikatnie i smażona do doskonałego złotego koloru. Chipsy perfekcyjnie zrobione z własnoręcznie przez nich obieranych i ciachanych ziemniaków. Najlepiej konsumować lubieżnie na tarasie – z widokiem na całą zatokę, w towarzystwie przyjaznych pelikanów, które z radością poczęstują się zaoferowanym chipsem. Oczywiście nie na żadnych plastikach serwowane tylko jak należy – w gazecie. :)


Najlepsze martini absolutnie w całej Drodze Mlecznej oferują w Gin Palace, przy malutkiej bocznej uliczce odchodzącej od Little Collins Street. Trzeba wiedzieć jak trafić (jak zresztą do najlepszych lokali). Za moich czasów bytności tam dawali – jak sama nazwa wskazuje – li i wyłącznie drinki z ginem, a specjalizowali się w kilkunastu typach martini. Pycha. Z ciekawostek dodam, że wnętrze mocno klimatyczne, kanapy i fotele pluszowe, malutkie staroświeckie stoliczki, ściany z cegieł. Wnęki intymne dla parek lub małych grupek. Z moimi kolegami nazywaliśmy to miejsce OB-GYN Palace (ot, taki żarcik medyczny, hehe, tym bardziej że już po trzecim martini ... nóżki...)



Najsmaczniejsze i najsoczystsze navels są w małym gaiku, tak w połowie drogi między Red Cliffs a Mildura. Nazwy nie pomnę, ale trafię i palcem pokażę gdzie. ;) To jest w ogóle cudowny region, słynący nie tylko z orange groves ale i z winiarni – np. Lindemans. Najwspanialsze są Jazz Food & Wine festivals, podczas których zwiedzający winiarnię mogą nie tylko posmakować winka, zagryźć go pysznym serem ale i rozłożyć się leniwie na trawie i wieczorem posłuchać dobrej jazzowej muzyki, z cykadami w tle. Z ciekawostek: w regionie są dwie miejscowości Colignan i Nangiloc – zadupia totalne, ale położone najbliżej siebie, więc ojcowie założyciele nadali im nazwy będące lustrzanymi odbiciami. W regionie znajdują się również parki narodowe w tym jeden z tzw. Pink Lakes – to są jeziora z soli, po których normalnie chodzić można (mam zdjęcia) a kolor różowy mają, bo pod wartwą soli rosną radośnie krasnorosty, czerwone algi, które przebijają i dają śliczny kolorek różowy. Widok niezapomniany w blasku zachodzącego słońca. :)



Coś jeszcze ktoś życzy się dowiedzieć? Wiem gdzie serwują soczyste białe larwy – na surowo lub lekko grillowane. ;) 

by Aga: Pole by birth, Aussie by heart

czwartek, 24 marca 2011

Australia - tajne miejsca

Wkrótce wiadomości z Australii od prawie rodowitej Aussie: "...zacznę pisać w której knajpie na Phillip Island dają najlepsze fish and chips, w którym pubie w Melbourne robią perfekcyjne James Bond martini (BTW: w tym samym miejscu serwują "Weekend in Warsaw" martini - zamiast oliwek do kieliszka wkładają anyżkowy drops oblany ciemną czekoladą), i z którego gaju pod Mildura można sobie prosto z drzewek zerwać najpyszniejsze navel oranges..."
Czekamy!!! tak to ja lubię zwiedzać Świat!!!

Marakesz "Que sera, sera"

"Człowiek, który wiedział za dużo", to film z a956 roku w reżyserii słynnego Alfreda H. Jeśli ktoś wybiera się do Maroka to warto zobaczyć bo to wspaniały obraz lat przeszłych. Wartka akcja, intryga i ciągłe napięcie, tajemnica i moda z dawnych lat. Świat miniony, na szczęście utrwalony. Główne role świetnie zagrane przez Doris Day i Jamesa Stewarda. Jako bonus dla zainteresowanych piękna ballada "Que sera, sera" w wykonaniu Doris. która niestety miała nieszczęście nigdy już nie powtórzyć sukcesu tej właśnie piosenki. Śpiewała całe życie, ale widzowie zapamiętali ją jako divę tego właśnie jednego utworu. Na pierwszym planie Meczet Hassana II blisko placu Jemma el Fna w Marakeszu. Szczególnie polecam kolację przy jednym z ruchomych straganów i obowiązkowo dużą szklankę soku pomarańczowego wyciskanego na miejscu.

środa, 23 marca 2011

Poszukuję kieliszka

Zawsze, od początku działalności "artystycznej", wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Poszukuję kieliszków o pojemności 13 i 24 ml oraz 7 i 12 ml dla gości płci pięknej. Pośrednie mnie nie interesują. Jak nie znajdę to będę pił zdrowotnie w 50-tkach albo, nowo modnie pubowo, w 40-tkach i to wcale na zdrowie mi już nie wyjdzie. Znowu "Seta-Meta-Galareta"? Powrót nocnym do domu, wschód słońca nad Wisłą skrzącą się krą? O rany, ale bzdury! Materiał poglądowy otrzymałem od fachowej służby medycznej. Sto lat!

wtorek, 22 marca 2011

Biorę się za słowo jak za chleb

Tekst Elżbiety Adamiak:
Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy za lasem
Rano wstaję, poemat chwalę
Biorę się za słowo jak za chleb
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej


Posłuchajcie:Jesiennej strony 

Wyścig weselny

Wiosna za oknem, sezon na wesela tuz tuż. Mam na koncie wesele trzy dniowe w Zakopanem. Czterodniowe na wsi gdzieś między studnią a stodołą i kilka mało miasteczkowych, remizowych i innych. Zawsze fascynował mnie obrządek tak zwanych Oczepin. Najbardziej, gry i zabawy ludu polskiego na przełomie XX i XXI wieku. Otóż pierwsza z nich to konkurs dla kawalerów. Kiedyś będąc w tak zwanej sali GS Społem w Mamliczu, uczestniczyłem w czymś co nazwałbym kwintesencją tychże zabaw. Wodzirej z wąsami jak wstęga Wisły, rzucił do zgromadzonych,  nabitych jak autobus w szczycie, kawalerów: "...a teraz wygra ten, który najszybciej przyniesie z kuuuchniiii....(teatralne zawieszenie głosu)...którąś z Pań Kucharek!!!". Co się działo, kawalerowie jak kawaleria z poluzowanymi wędzidłami na Wielkiej Pardubickiej, rzuciła się w wąski korytarz prowadzący do sali bemarów. Przeszkoda z wujka Staszka co tu leży od 22.00 zmorzony roladką drobiową - hop! Rów z oranżadą co rozlała się przy popitce i śpiewaniu "Gorzko, gorzko" - hop! Trzask drzwi, łamane zawiasy, szczęk krzeseł rozpychanych silnymi, owłosionymi barkami i kułakami wystającymi z podwiniętych rękawów koszul marki Sunset Suit. Furkot kamizelek z pleckami ze sztucznego jedwabiu i popuszczonych krawatów w turecki wzorek. Już, już są, szukają, taksują, każdy łapie co mu w ręce wpadnie. Lusia 65 kg - ładna, mąż strażak. Basia 75 kg, blond i tipsy, Krysia 85 kg (ale to nie prawda na pierwszy rzut oka). silny wąs i najlepsze mielone w promieniu 3 wiorst. Chwycili, wykonali zwrot na pięcie w lakierkach od pierwszej komunii chrześniaka. Biegną, dyszą, walka trwa. Jeden mało głowy na zakręcie Lusi nie urwał o wystający wieszak. Rumak Basi fiknął na zakręcie , nakrył się lakierkami i Basią, ledwie uszedł z życiem spod krynolin i plis. trzeci zmierza do sali! Prawie po ziemi wlecze Krystynę (dla znajomych Krychę), wpada, wrzask aplauzu i girlandy z barszczyku i tatara siekanego naprędce już w powietrzu.  Pachnie bigosem i rychłym sukcesem. Stanął, nie bez wysiłku hamując na środku sali i... wypuszcza kucharkę z rąk na środek parkietu. TOUCHDOWN!!! Ona macha nóżkami, on przyjmuje gratulacje od orkiestry grającej motyw z westernu. Nagrodą jest kolejna flaszka wódki z naklejką Para Młoda i zdjęciem nowożeńców... ach co to był za bal. Dwa żebra złamane, liczne otarcia, skręcona kostka, ale wrażenia bezcenne i kac gigant.

czwartek, 17 marca 2011

Bardzo dynamiczne? Możliwe!

Studia doktoranckie wzbogacają również o anegdoty. Teraz humor uczelniany z kręgów Strategic Management Journal. Kiedy w 2004 roku Jay Barney opublikował słynne "CAPABILITIES, BUSINESS PROCESSES, AND COMPETITIVE ADVANTAGE...". Powstała anegdota złośliwa, acz obrazująca nigdy dotąd nie widziane i nie dotknięte  "capabilities" czyli możliwości. Otóż pewien doktorant wychodząc z Mc Donald zobaczył na trawniku leżące "capabilities", prędko wrócił po papierową  torbę, pochylił się i cap, złapał je! Pobiegł do gabinetu prof. J. Barneya, ale drogę zagrodziła mu sekretarka. "Nie wpuszczę! Nie wolno przeszkadzać!", "...ale ja mam capabilities!", "Proszę pokazać". Jeden rzut oka, faktycznie. Doktorant biegnie dalej, drogę zagradza mu doktor asystent J Barneya, "...nie puszczę,  tu historia się powtarza, radość nie zna granic, wbiegają we troje. Profesorze, profesorze Barney "We bring  capabilities!", "Oh yes?". YES! "Show me, now!" Doktorant  otwiera torbę , nurkują do niej wspólnie, wychylają  się ze zdziwieniem patrząc sobie w twarze, "The bag is empty!" Doktorant zagląda, patrzy zdumiony na przerażone twarze zgromadzionych i mówi do prof. J. Barneya "Probably it was very dynamic capabilities!!!".
Dla ciekawskich praca o Capabilities w załączeniu, uważajcie zeby nie uciekła:

środa, 16 marca 2011

Candwich na życzenie do poprzedniego posta "Lord of kanapka"


Lord of kanapka

Już dawno po śniadaniu, a nawet po drugim. W wielu firmach przy komputerach pochłonięto kanapki. W małych i nie na czas płacących firemkach, chlebek z domku z cieniutką warstewą margarynki, a w korporacjach sandwich-e. Nawet nie sądziłem jak stary to pomysł, a tu niespodzianka. Otóż kanapka składająca się z dwóch kromek chleba z wkładem powstała prawdopodobnie około 1750 roku czyli w XVIII wieku!!! Kroniki i prasa donoszą, iż jej autorem - pomysłodawcą był niejaki lord John Montagu of Sandwich (hrabstwo na północ od Londynu). Pełne nazwisko z tytułami z 1718 roku to: Thomas Gainsborough XX John Montagu, Czwarty Markiz of Sandwich, Pierwszy Lord Admiralicji. Lord o tym ciut przydługim tytule był po prostu hazardzistą, grywał w karty, a szczególnie w pokera z krótkimi przerwami na posiłki. Te również postanowił zredukować i aby nie wstawać od stołu, kazał podać sobie kanapkę według własnego pomysłu. Nie brudząc sobie rąk, dobrał fulla na królach i wygrał. Ręką czystą i pachnącą olejkiem różanym, schował 200 funtów do kieszeni i nie odchodząc od stołu rozdał kolejną, nie wiemy jak bardzo, szczęśliwą partię. Amerykanie podobno wymyślili candwicha, ale nie wiem czy to od puszki jako opakowania kanapki czy od natychmiastowej, moim zdaniem, konieczności zamknięcia i odosobnienia jej wynalazcy (sic!). A propos pokera to kilku moich kolegów pamięta ze studiów medycznych rok pierwszy i czwarty. Czas miedzy tymi latami szczelnie wypełniła im gra w brydża. Ja natomiast pamiętam, żeby pod żadnym pozorem się u nich nie leczyć, co się będę licytował, lepiej powiem pass!!! Jedynym problemem w czasie gry w karty było co semestralne wyszukanie ofiary płci pięknej, która by  gotowała i prała aż do kolejnej sesji, ale Anatomia w 9 tomach rzecz deficytowa, a więc kanapki za wiedzę i nowa rozgrywka.

poniedziałek, 14 marca 2011

Rzymski dom publiczny

Pewien profesor od Prawa Rzymskiego, który to przedmiot spędza sen z oczu pierwszoroczniaków na Wydziale Prawa, nie lubił studentek. To nic nowego, wręcz zdarza się często, idiota jeden twierdził że są nie predestynowane do zawodów prawniczych i że ich miejsce jest zgoła na innych wydziałach. Zachowania, które budzą aktualnie w nas odruch agresji, kiedyś uchodziły za śmieszne. Podobnie jak opowiadanie dowcipów o blondynkach i przedstawicielach religii starszych niż chrześcijaństwo. Dzisiaj na szczęście już to nie uchodzi, a raczej ludzie otwarcie zaczęli mówić, że im to się nie podoba i nie życzą sobie. Otóż profesor ten był kiedyś członkiem komisji egzaminacyjnej tak zwanego komisu czyli "ostatniej szansy". Do sali wchodzi studentka ubrana, no powiedzmy bardzo mało egzaminacyjne ze szczególnym naciskiem na "bardzo mało". Profesor wysiekły, nie kryje irytacji i ciska pytaniem typu koło ratunkowe, ale z betonu. "Pani powie czy...", tu omiata ofiarę łasym i lubieżnym wzrokiem, "...mogłaby Pani prowadzić w Rzymie Cesarza Hadriana dom publiczny?". Komisja zamiera, studentka zagryza wargi i patrzy na dłonie profesora. Podnosi wzrok, patrzy mu w oczy i powoli sylaba po sylabie mówi: " Ja Nie Ale Pa Na Żo Na JAK NAJBARDZIEJ!!!". W sali słychać łuszczącą się farbę olejną. W szafie z hukiem krawaty "wychodzą z mody", a mucha przelatując między adwersarzami,  wywołuje falę dźwiękową porównywalną z atakiem helikopterów HUEY w "Czasie Apokalipsy". Komisja przełyka ślinę, wieszczą katastrofę dla studentki i to na sześć pokoleń w przód. Powietrze jest gęste jak kisiel wiśniowy i równie mało przejrzyste. Tymczasem profesor wpisuje coś w indeks, nie spiesząc się, podnosi wzrok, podaje indeks i mówi "...ma Pani rację - zdała Pani". Zagadka? Otóż nie! W starożytnym Rzymie profesja "burdel-mamy" była zarezerwowana wyłącznie dla kobiet zamężnych, a profesor miał na dłoni obrączkę! Trzeba się uczyć, niezależnie od płci.

czwartek, 10 marca 2011

Niemiecka solidność

"Nikt nie będzie płacił za to by dostać się z Berlina do Poczdamu w godzinę, jeśli na koniu można tę trasę pokonać w niespełna jeden dzień i to za darmo". Powiedział to Król Pruski Wilhelm I o kolei żelaznej w 1864 roku. Natomiast ja nadal czekam na DB na naszych torach, ciekawe co wygra, niemiecka solidność, czy polska "fantazja"? Strajki dziesiątek związków zawodowych. Protesty że: "Nie będzie nam tu Niemiec po polskich, NIEPODLEGŁYCH torach jeździł!!!", PKP na pewno coś wymyśli i to nie w kwestiach ekonomicznych, chociaż tu najprościej o blokowanie. Idą wybory, będzie się działo! Ciekawe? No więc NIE!!!  Nieciekawe, żenujące wręcz! Cesarzu, Królu, ratunku, została nam bułka kajzerka, a mogło być tak pięknie.


środa, 9 marca 2011

Bandyci do bani

Słyszałem już kilka rankingów najgłupszych przestępców ostatnich lat, postanowiłem więc w końcu wybrać dla Was kilka perełek:
Jeden z rabusiów próbował okraść bank w Oregonie podając kasjerce kartkę "To jest napad". Kasjerka odpisała "Tu jest tak niewyraźnie napisane, że proszę przyjść jutro, będzie kierownik". Inny chciał przeczekać i zamknął się w szafce w Best-Buy-u, dostał skurczów i rano wyciągali go z "więzienia", lekarze. Następny dał sobie wyrwać pistolet przez emeryta sprzedawcę na stacji benzynowej. Jeszcze innemu wypadł magazynek z broni i rozsypały się naboje, uciekającego skutecznie "powaliły" na podłogę drzwi obrotowe. Ostatnio słyszałem o bandycie, który napadł z bronią na kiosk ruchu, a pani Basia energicznie opuściła okienko co spowodowało odpadniecie lufy od "broni" i przytrzaśnięcie ręki rzezimieszka . Niezrażony przestępca uciekając podjął próbę wyrwania torebki starszej pani przy wejściu do metra. Dostał takiego "plaskacza", że nakrył się nogami i trafił do dentysty z połamaną 2 i 3. Absolutnymi mistrzami kamuflażu są oczywiście wspólnicy Woodego Alena z filmu "Drobne Cwaniaczki", jeśli nie widzieliście to nic nie opowiem aby nie psuć zabawy. Miejsce pierwsze zarezerwowałem dla Gangu Olsena, który szukał metody na niepoznakowane przybycie do miasta: "Jeśli bank jest w centrum miasta. jeśli to jest w samo południe i jeśli mamy pojawić się niezauważeni, nie zwracając niczyjej uwagi to przyjedziemy CZOŁGIEM", a pamiętacie jak rabusie z Vabank zapytali jubilera: "Czy wie Pan co to jest?". Odpowiedział, że wie, "...to jest tłumik", a oni "No to wyda Pan biżuterię z gabloty czy mamy do tego dokręcić pistolet?" A propos, dlaczego bandyci tak rzadko uciekają ofiarom? Niski poziom wf-u i zbyt dużo zwolnień, Dlaczego nie są doganiani przez policję? Nawet nie chcecie wiedzieć jakie są aktualne wyniki testów okresowych w komendach! Sto metrów w...

Zapomniane marki

Poranny pomysł, rodem z Łodzi, w swojej "pilockiej" galerii zdjęć na Picasa uruchamiam katalog "Zapomniane marki". Będę gromadził zdjęcia, jpg i inne wirtualne dowody pamięci dawnych czasów we wszelkich wymiarach i o wszelkich wagach. Dzisiaj pierwsza z nich. Lubelska Fabryka Wag. Chętnych do wspólnej zabawy zapraszam. Każdorazowo wraz z autorem zdjęcia będę publikował nasze znaleziska na FB. Pierwsze tropy i poszukiwania: 

  • MELEX, 
  • Pasta BUWI
  • proszek IXI 
  • buty RELAX 
  • lody Pingwin 
  • Rowery WIGRY, JUBILAT 5
  • Magnetofon szpulowy GRUNDIG

wtorek, 8 marca 2011

Litewski ślusarz serc


Otóż dzisiaj jest  8 marca,  Dzień Kobiet, międzynarodowy zresztą (sic!). Po ulicach i w metrze włóczą się bandy „mężczyzn” ze „zdechłymi” tulipanami i pseudo bukietami. Cukiernie sprzedają słodkości, a hektolitry może nie-bardzo-taniego, ale też nie-za-drogiego wina płyną i płynąć  będą cały wieczór. Ja zabieram Was, po raz drugi dzisiaj, na Litwę. Proponuję  zmianę, jeśli nie miejsca, to choćby klimatu. Przez Wilno płynie mała rzeczka, zwana Wilejką, a na niej jest most.  Nic w tym szczególnego, gdyby nie  upodobanie do tegoż Mostu i  tej rzeczki zakochanych. Jak każe miejscowy zwyczaj, pary kupują kłódkę, grawerują na niej wspólnie swoje imiona, zapinają ją na poręczy mostu, a klucz wspólnie wyrzucają za siebie. Wyrzucają jak minione, samotne lata zycia bez siebie. Most tonie dosłownie w mniejszych, większych i całkiem sporych wyrazach "związania" się na zawsze. Już prawie brakuje wolnych miejsc na tym miłości padole. Ech! Cóż dodać? Tu pora na zupełnie inna puentę, a co jeśli związek się nie udaje, kończy, wygasa? Otóż nie zaobserwowano  samotnych mężczyzn w woderach błądzących nocą w nurcie rwącej rzeki. Nie widziano również kobiet z patykami, kijami i drągami próbujących wydobyć ten jeden... klucz z pomiędzy otoczaków na dnie Wilejki. Co więc dzieje się, albo co nie dzieje się? Łatwo oczywiście o pomysł na biznes:

"ŚLUSARZ ROZWODZICIEL", ze sloganem nad drzwiami: "Kończę związki! Szybko, sprawnie, bez śladu i "rozwodzenia się" - jeśli wola Wasza i potrzeba taka to zakład posiada gumówkę i palnik acetylenowy", "rozkuwanie kowalskie płatne dodatkowo!"
Myślę, że tak naprawdę dzieje się coś innego. Otóż Mrożek powiedział kiedyś: "Kochałem Panią, nienawidziłem Pani, a teraz zrobię rzecz najstraszniejszą - ZAPOMNĘ O PANI!!!". Wiec może te tulipany i desery mają sens? Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym! Czytam Mrożka i popijam winem, czerwonym oczywiście!

Kaziuki i świńskie kawałki

Żadne inne święto, nie pachnie tak jedzeniem, jak imieniny Kazimierza w Wilnie. W zaledwie dwa dni spróbowałem:
1) Cepeliny (kartacze) - czyli pyzy ziemniaczane nadziewane mięsem, cebulą i przyprawami.
2) Czebureki - typowo tatarskie danie, pierogi smażone na gorącym tłuszczu z nadzieniem mięsnym.
3) Kibiny - narodowe danie karaimskie (o Karaimach przy innej okazji), są to pierogi, które po ugotowaniu są dodatkowo pieczone, dla mnie numer jeden, szczególnie ze karaimowie jako wyznawcy judaizmu w wersji tak zwanej babilońskiej, nadziewają je baraniną.
4) Kindziuk -  najlepsza w świecie kiełbasa robiona z żołądka wieprzowego, wypełnionego warstwami mięsa, przypraw, słoniny i suszona na przewiewnych wiejskich strychach.
To wszystko popiłem Girą czyli kwasem chlebowym, zagryzłem litewskim chlebem. Na żołądek i trawienie skosztowałem "Trzech dziewiątek", nalewki z 27 leczniczych ziół, ale nie przepadam za nią. Pitne miody dopełniły arcydzieła kuchni litewskiej. Oczywiście każda część zwierzaka z płaskim ryjem co to już raz był malowany na czarno, ma swoje zastosowanie. Coraz rzadziej, ale nadal jako zakąskę do piwa podaje się wędzone uszy świńskie. Można również zamówić, albo po prostu kupić cały świński łeb, delicja po prostu!

środa, 2 marca 2011

Generalny uśmiech

Nie jestem miłośnikiem filmów typu sitcom, ale "Allo Allo" wykracza poza ten schemat. Dzisiaj w restauracji u Rene robiono pamiątkowe zdjęcie z Generałem. Fotograf zbierał się dość długo do dzieła, na co Generał wysyczał spomiędzy radośnie odchylonych kącików ust "...szzzzzbciej bo mój uśmiech traci na szczerości", znacie to uczucie?

Kto wie, to wie! A reszta... cóż?


wtorek, 1 marca 2011

Uśmiech poranny

Mało nie spadłem z krzesła po przeczytaniu tego. Otóż cały weekend prowadziłem zajęcia ze studentami i mówiłem o komunikacji, negocjacjach, konfliktach, werbalnej, niewerbalnej i wszystkim tym co przydać się może, a raczej na pewno przyda. Grupa okazała się nadzwyczaj chłonna i zainteresowana. Kiedy wczoraj jeszcze trochę oszołomiony 18 godzinami wykładów siedziałem nad zupą Minestrone w restauracji u moich znajomych na Świętokrzyskiej zadzwoniła moja koleżanka, dumna matka dwójki bliźniaków. Jak Ona to robi? Nie chodzi o rozróżnianie, ale o opanowanie tłumu żądnych wrażeń i emocji, ruchliwych jak pszczoły facetów? Podziw i chapeau bas! Wracając do tematu, udało nam się połączyć dopiero gdy tylne fotele lotnicze zostały zajęte przez dwóch doskonale wyszkolonych w sytuacjach bojowych,  4 letnich Pilotów Pirxów. Próbowaliśmy porozmawiać, ale szumy w kanale komunikacyjnym, oczekiwania dotyczące, muzyki, bajek i postoju w Mc Donalds były na takim poziomie, że komunikacja zanikła do zera, a chwile później została przekierowana do jednego z CO pilotów, który poinformował mnie o swoim stanie zdrowia, który to sam niechcący nadwyrężyłem kiedyś wspólna zabawą na huśtawce. Drugi CO "poinformował" pierwszego, że teraz on rozmawia. W powietrzu zawisło zarzewie konfliktu na miarę granicy Indyjsko -  Pakistańskiej. Raz rozmawiałem z jednym, raz z drugim, to o szyi, to o ... no właśnie o czym? Super było dopóki telefon nie wrócił do rąk Matki Pilota, która poinformowała obu CO, że teraz Ona rozmawia. Koniec i basta! A nie prawda, z tylnej ławki dały się słyszeć negocjacje w postaci markotnej miny i początków szlochu. Telefon wrócił do CO, wykonał jeszcze jedną rundę i uspokoił, wraz z wizją lodów i frytek, sytuację.  Już spokojnie umówiliśmy się na pogadanie w innym terminie -uffff. Co mnie rozbawiło? Wiecie jak "Matka dzieciom", nazywa swój samochód wypełniony CO Pilotami? Nazywa go WOZEM TRANSMISYJNYM !!! no rzeczywiście dawno nie słyszałem takiej HD transmisji i do tego multikanałowej! Jedź ostrożnie M.