"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


wtorek, 29 grudnia 2009

Warzywa

W księgarni natknąłem się na książkę kucharską "Jesteś Tym Co Jesz". Chyba nie macie wątpliwości, że do niej nie zajrzałem. Podobnie zresztą jak do klasyki tematu "Obudź w sobie olbrzyma" etc. etc. etc. Dlaczego? Ależ to proste - wcale, ale to wcale nie chcę zostać olbrzymią brukselką i to jeszcze w sosie chrzanowym. No po prostu chrzanię to!!!

Policja sprawdza

Radio TOK FM, a można by pomyśleć, że Radio Erewań, podało. "Strzelanina na warszawskiej Woli. Policja stołeczna sprawdza czy nie były to porachunki gangów". Sprawdza? Jak to sprawdza? Jasne, przecież równie dobrze, skoro sześciu facetów biega z długą bronią w samo południe w jednej ze stolic Unii Europejskiej i oddaje długie serie zza czarnego BMW, to może to być na przykład... utarczka sprzedawczyń świątecznej jemioły. Sprawdźcie panowie oficerowie, tylko skrupulatnie! A w NY dzień jak codzień!

Zielona zemsta



Drodzy panowie! Rozstania bywają różne: miłe, mniej miłe, smutne i szare, ale mogą być też… zielone. Otóż historię opowiedziała mi moja znajoma, a usłyszała ją od swojej hiszpańskiej  znajomej, która to przyłapała swojego narzeczonego na jednoznacznej kawie z piękną nieznajomą. Wk… się nie na żarty. Spakowała swoje rzeczy z Jego ukochanym ekspresem do kawy Jura na czele. Było mało, więc dołożyła Jego plazmę, ale nadal czuła niedosyt. Więc „pod nóź” poszedł szkic ucznia Picassa, stół z antykwariatu i kino domowe z Jego poprzedniego związku. Że co? Że niby źle robi? Co z tego! On i tak wraca za cztery dni, a poza tym to On był na kawie i mu się "należy". Przystanęła w opustoszałym, z nagła, mieszkaniu na środku pokoju i pomyślała... Żeby zemsta miała smaczek potrzebna była wisienka na torcie lub…? Pobiegła do ogrodniczego po cztery paczki rzeżuchy. Równo posypała nasiona na pięknym perskim dywanie, który był prawie że drugą Jego miłością. Obficie podlała wodą, aż ta mocno wyciekła na rogach dywanu. Przez kolejne trzy dni przychodziła regularnie jak na jogę i podlewała obficie. Czwartego dnia, niby wybiegła na Jego spotkanie, rzuciła się Jemu w ramiona, szepnęła „To koniec…Kochanie” i oddała klucze. No i wyobrażacie sobie minę faceta, który wchodzi do pokoju, staje i wytrzeszcza gały jak zajączek na wielkanocnej łączce. Dywan tymczasem faluje piękną, ostro pachnącą rzeżuchą w takt kołyszącego się wentylatora. Tylko kromki z masłem i soli brakuje do pełni szczęścia. Oczywiście Jej szczęścia.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Francuzi w Bieszczadach


Dawno, dawno temu, kiedy mój angielski pozwalał mi wyłącznie na zamówienie herbaty, a o cukrze mogłem co najwyżej pomarzyć, powierzono mi delegację skautów z Francji. Delegacja przyjechała własnym Fordem Transitem w kolorze Blanc. Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę wielką pętlą bieszczadzką. Wjechaliśmy na serpentynę między Ustrzykami Górnymi a Wetliną. Asfalt był rozgrzany jak napalm. Wtem jeden ze skautów otworzył tylne boczne drzwi, trzymając się uchwytu jak amerykański żołnierz w helikopterze nad polami ryżowymi w Wietnamie. Rozpiął rozporek i zaczął oddawać mocz na podwójną ciągłą. Przyznać trzeba, że dość celnie! Natychmiast zareagowałem „What are you doing! It's dangerous!” W odpowiedzi usłyszałem „No, no, it isn't dangerous, it's only difficult!!!”. Krztusząc się śmiechem pomyślałem tylko: “Oui, bien, tres bien! Mon Ami!!!”

Prezent dla Kota


Moja znajoma O napisała, że zrobiła gwiazdkowy prezent dla kota, o przepraszam - Kota! W końcu to pełnoprawny członek rodziny, je ze stołu, śpi w łóżku, zajmuje najlepszy fotel i zagląda do lodówki. Co prawda w wannie z reguły sika, ale w końcu kto tego nie robi? Pomyślałem o wykwintnej puszcze kurczaka, łososiu z kokardką lub nowym drapaku. Tymczasem O odsunęła po prostu  lodówkę i wygarnęła spod niej wszystko to, co kot przez rok tam wgarnął w pogoni za prawdziwymi i wyimaginowanymi wrogami. Otóż myszkę z futra, myszkę bez futra, myszkę z gumy, myszkę…?
 „To my mamy myszy w domu? Myślałam, że przegryziony kabel od komputera to tez sprawka kota! Korek od atramentu (zdążył wyschnąć), kartę BP, a miała być nowa torba za punkty! Prezerwatywy, jeśli zaniósł je tam w pazurach to dziękuję, nie będę używała! Zapalniczkę, która uratowałyby nas przed kłótnią zakrywając dymem z papierosa nasze twarze i złe nastroje. Bilet do kina, to był dobry film, choć przewidywalny.  Kapsle po piwie „Browar Radogoszcz” i kompas. To wyjaśnia dlaczego od kilku miesięcy nie mogę znaleźć drogi do celu.”
Kot mruczy, jest zadowolony i  już zabrał się za powtórne „zakopywanie” drobiazgów. Tylko kulki z jemioły i zapach butów po spacerze przerywają mu ten amoralny stan.
O drapie kota za uchem „Dobry Kotek, w przyszłym roku odsuniemy kuchenkę, a może nawet szafę w sypialni.”

Moja koleżanka Mi

Mi chodzi do pracy na godzinę 8.00, a wiec co rano wstaje między 8.20 a 8.40 i po głośnym, trzykrotnym "Uuuuuu", "Aaaaaa" i tradycyjnym pozytywnym "Życie jest do d..." podnosi się z łóżka. Człapie do łazienki, gdzie wmawia sobie, że dwadzieścia sześć lat to jeszcze nie jest staropanieństwo. Następnie idzie do "fabryki", aby właściciele mogli zatankować bak swojego jachtu na Karaibach "z czubkiem". Miłego dnia Mi !!!

niedziela, 27 grudnia 2009

prof. Jerzy Maszewski ASP

Teatr "Asocjacja Kółka Graniastego" nawiązuje do Jorge Luisa Borgesa, który twierdził, że "...bogowie, którzy stworzyli nasz świat byli z pewnością szaleni". Jak powiedział prof. Jarosław Maszewski, twórca teatru: "Kreujemy nowe sytuacje artystyczne, tworzymy święto dla miasta, wnosimy miłość, młodość i Morze Śródziemne”. Artyści dodają: "...ekscesy życia i szaleństwo historii, kondukty żałobne i karnawałowe korowody, przemierzają te same ulice".

Mój Ojciec Zenon


Mój Ojciec Zenon ma 4 punkty karne. Za co? Aaa złapał mnie taki łamaga w mundurku bo nie miałem świateł włączonych. Ojciec!!! Dlaczego nie włączasz świateł w dzień? A po co? Przecież ja wszystko widzę!


Wigilia po "polsku"

Weź: cukier, glutaminian sodu, sól, maltodekstrynę, nie zapomnij dorzucić regulator kwasowości. Wszystko wrzuć do garnka, podgrzewaj powoli, mieszając. Gorące rozlej do świątecznych czarek lub talerzy. Dopraw do smaku i zasiądź z bliskimi. Oj zapomniałem o koncentracie z suszonych czerwonych buraków - 17%!!! Bez tego przecież „prawdziwy” barszcz wigilijny nie może się udać. Smacznego.

Łyżeczka do grejfruta

Wszedłem, co dla mnie dość niecodzienne, w samo południe do Starego Browaru, tłok jak zwykle, ale to temat na inną opowieść. Pomyślałem, że kupię kawiarkę, trzeba pomyśleć czasem o jakości życia, szczególnie gdy w strefie +5 m od pieca jest zaledwie +13 stopni C. Nie jest to dobra temperatura do pracy, chyba ze jesteś pingwinem i myślisz o rybach lub pływasz na krze lodowej. Ad rem, już kupuję. Płacę, czekam wodząc wzrokiem po towarach przy kasie. Nagle czytam: ”łyżeczka do grejpfruta”. Co? No nie! Super, zwykła mała łyżeczka tylko o ostrzejszym kształcie, dodatkowo zaopatrzona po bokach w ząbki do wkrawania się w owoc. Wow! Rewelacja, tego mi właś… moment, Radek, pobudka! 9,90 zł za wyszczerbioną w ząbki łyżeczkę do herbaty!? Nie! Mój pragmatyzm włącza się w ostatniej chwili, to drobnomieszczaństwo. Pachnie praktycznym aspektem. Wygląda jak potrzeba pierwszej kolejności, a to zwykły komercyjny chłam. Zastanówcie się ilu osobom jest potrzebna taka łyżeczka? Czujesz, że zmarnowałeś lata bez niej? Pomyśl, to jeszcze nie jest tragedia, że jej nie kupiłeś. Jeszcze gorszy jest los Masajów i Papuasów, którzy pomimo diety obfitującej w grapefruity, nawet nie uświadamiają sobie jej istnienia! Biedni ludzie, żyją jak dzieci we mgle. Sic! Szkoda czasu. 12.30 wracam do pracy. Do widzenia piękne panie, snujące się między markowymi sklepami z telefonem komórkowym przy uchu i kluczykami do auta w ręku. O piękne panie, zerkające na nienaganny frencz na paznokciach, oczywiście od góry dłoni. Obiecuję, że jeszcze do was wrócę. Oj wrócę!