"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


czwartek, 21 stycznia 2010

Prezent na parapetówkę.

Taki nieoceniony prezent proponuje Ania. W końcu jak się znajomych lubi to cena nie gra roli! Prawda? poza tym: firmy, banki, urzędy państwowe, szczególnie w poniedziałkowy poranek lub piątkowe popołudnie! Nienasycony rynek!

środa, 20 stycznia 2010

Dlaczego teatr?

"Wszystkie sztuki są piękne, wszystkie sztuki są interesujące, wszystkie sztuki są obarczone ludzkimi zleceniami, cennymi i niezastąpionymi. Sztuka teatralna jest jednak ze wszystkich najbardziej bezpośrednio ludzka, najbardziej bliska integralnej pełni życia, które stylizuje i uwzniośla, aż do tego stopnia, że obdarza nas  jego pełnym dynamizmu wzorem dla życia naszego własnego."
E. Souriau
cytat znalazła Ania Wilma link: Ania_na_Flaker-wejdź! 9-02-2007 23:42


wtorek, 19 stycznia 2010

Podróż dookoła Świata

Znajomy mojej koleżanki wybiera się w całoroczną podróż dookoła Świata. Napisał do mnie email z następującą treścią: "Panie Radku, wybieram się w podróż dookoła Świata, co pan poleca zobaczyć, gdzie się zatrzymać i co zwiedzić....", zgadnijcie co odpisałem? :)

Zły PR

Godzinę temu radio Tok FM podało informację o wypadku w elektrociepłowni Siekieki. Trzech pracowników uległo obrażeniom, pierwszej pomocy udzielili im koledzy ze zmiany. Zrobiło mi się smutno, zadumałem się nad ich stanem zdrowia. Nagle z zamyślenia wyrwała mnie dalsza część informacji "Rzecznik prasowy elektrociepłowni...", pomyślałem, że będzie coś o stanie zdrowia! "...oświadczył, że dostawy ciepła dla stolicy nie są zagrożone", i to wszystko, nic a nic o ludziach!!! zastanawiam się, czy to błąd PR-u, beztroska czy zwykła znieczulica? A może to już prawie nikogo nie interesuje? Wiem jedno, tak PR-u się nie robi.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Kopalnia w sercu dzikiej Papui.


Dlaczego jest coraz mniej czasu na prawdziwą Papue? Na Papui swoją siedzibę ma jedna z największych na świecie kopalń złota i miedzi Freeport. Możliwe, że w momencie pisania tego tekstu, po planowanych fuzjach, nie jedna z największych, lecz największa! Wydobycie daje firmie 22 mld USD dochodu netto rocznie. Jest to największy podatnik rządu Indonezji i najbardziej tajemnicze miejsce prowincji Irian Jaya. Tereny przyznane kopalni to naturalne środowisko składające się z bagien, terenów wulkanicznych niejednokrotnie bogatych w endemiczna faunę i florę. Nikt nie wie, co dzieje się za płotem. Jego przekroczenie grozi śmiercią. W obawie o wykonanie zdjęć, nie wydaje się pozwoleń na wspinaczkę na Piramidę Carstenza i inne najwyższe szczyty, których zbocza należą już do tego prywatnego molocha. Kursy samolotów skrzętnie omijają tereny nad wyrobiskami. Na lotnisku wita wielki napis „Welcom of Freeport Mc Moran Copper Mine” i mały napis z nazwą lotniska i miejscowości. Narasta opór miejscowej ludności, która jest ewidentnie wykorzystywana i zdecydowanie gorzej opłacana. Zagraniczni pracownicy żyją w strzeżonych osiedlach. Mimo to dochodzi do napaści na autobusy dowożące do pracy. Papuascy separatyści walczą z ochroną kopalni, którą stanowią wyspecjalizowane firmy para-wojskowe podobnie jak w Iraku. Polityka i pieniądze mieszają się w jednym kotle. Specjaliści od PR-u budują szkoły i wykonują symulowane ruchy pro-społeczne. Wszystko to, aby ukryć niewyobrażalną dewastację środowiska, księżycowy krajobraz, brak zabezpieczeń, rdzewiejące złomowiska maszyn, których wartość nie jest nawet promilem dochodu kopalni. Tam nie zajrzymy. Raz po raz, w wyniku pomyłki przy procesie oczyszczania, rzeką Otakawa płyną ławice śniętych ryb i opalizujący kożuch.  Freeport czuje się bezkarnie, ma w kieszeni wszystkich. Wszystkie partie od prawa do lewa są dotowane przez organizacje powiązane z kopalnią. Wynik wyborów w prowincji najpierw zna, jak przypuszczają organizacje międzynarodowe, Freeport (cóż za ironia w nazwie – sic!), a potem głosujący. Nie zajrzymy tam, ale pamiętajmy, że nie tylko inne planety są nieznane, często nie wiemy, co dzieje się kilka tysięcy kilometrów od naszego domu. Nie można wykluczyć, że w związku z ochroną interesów kopalni, a nie Papuasów, zezwoleń na odwiedzenie prowincji pod jakimkolwiek pretekstem będzie mniej niż dotychczas. Czas pokaże, co dla rządu Indonezji jest ważniejsze: pieniądze w kasie czy realizacja motta „silni w różnorodności”, jak można przetłumaczyć dość dowolnie maksymę państwową.

środa, 13 stycznia 2010

Filozofia pocztowa i nazwy ulic

Czekam grzecznie wczorajszego ranka na poczcie, a na poczcie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy: Pan przy okienku do pani za okienkiem. "Znowu pomyliliście adresy! Ile razy mam zmieniać, ja już nawet tamtemu człowiekowi numer komórki zostawiłem żeby znaczków nie odsyłał, przecież ja je zbieram!", "...ale o co panu chodzi, co się stało?". "Jak to co, znowu wysłaliście przesyłkę na Arystotelesa, a ja mieszkam na Arystofanesa, czy ja piszę niewyraźnie?". Zdziwienie i zaduma w oczach pani rozlały się po sali jak śmietana w  barszczu. Były gęste, mętne i bez refleksji.  W sumie to czego facet chce, kobieta kojarzy tylko jedno nazwisko ze starożytnej rzeczywistości, nie licząc lektury "Mitologii" Parandowskiego, ale to nie o filozofii było! Tak wiec, jaka jest różnica dla przeciętnego poczmistrza miedzy Ojcem założycielem szkoły w Ogrodach Likajonu, a autorem "Sejmu niewieściego"? Żadna! Nie dość wspomnieć, ze pierwszy rodzi się zaledwie rok przed śmiercią drugiego, że zajmują się innymi dziedzinami życia, że jeden pisze o logice, a drugi o soczewce. Różnica jest dokładnie żadna. W czasach poprzednich ustrojów władza wymyśliła greckie osiedle aby jak najdalej było od ulic: 17 Września, 3 Maja czy choćby Rejtana. No niechby taki obywatel z Rejtana nagle został opozycjonistą? Choćby przez przypadek ,jak obywatel Piszczyk! Od razu mamy kryzys i temat dla imperialistycznych mediów. Grecy wydawali się bezpieczni i już. Gdyby mój Ojciec Zenon odbierał pocztę z adresu na Eurypidesa to co najwyżej łamał by sobie język, ale czy mieszkańcy Epikura to epikurejczycy? Może tak? W końcu na co dzień również zastanawiają się nad życiem szczęśliwym. W USA jeśli mówisz: Levis-Strauss, to w większości jesteś rozumiany jako miłośnik jeansów, a nie filozofii. Równie dobrze można się zastanawiać czy ulica Diogenesa jest diagonalna, skośna? Swego czasu na Kulturoznawstwie o mało nie zemdlałem przy wielotygodniowym rozpatrywaniu Heglowskiego paradygmatu istnienia. W kolejnym semestrze było jeszcze ciekawiej, płynęliśmy z Malinowskim na wyspy Trobriandzkie, ale dlaczego sześć miesięcy?! A moi znajomi spokojnie mieszkają na osiedlu Bajkowym, ściślej na ulicy Makowej Panienki, o zgrozo!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Papua - Iran Jaya, Jayapura


21 stycznia, późny wieczór, siedzę w prowizorycznej kawiarence internetowej, na zapleczu serwisu dla skuterów. Z kolanami pod brodą, klnę jak szewc na "szybkie" łącze. Próbuję przekazać kilka zdjęć do Polski i przy okazji poinformować rodzinę, że żyję.  Szósty od zmierzchu goździkowy papieros, zwany tutaj keretek parzy mi palce. Dym wżera się w oczy, tworzy fantazyjne wzory na olejnej ścianie pokrytej plakatami nowych modeli maszyn i dawnych modeli miss. Hałas z warsztatu, gdzie właściciel kawiarenki z kolegami robią próbę silnika jakiegoś dwusuwowego potwora szos, ogłusza. Na szczęście pozwala też zapomnieć o pocie, który pokrył moją skórę jak kokon. Jest pięknie, każdym porem mojego ciała czuję podróż i zbliżającą się przygodę.Jestem w Jayapurze, stolicy największej indonezyjskiej prowincji Iran Jaya na wyspie Papua. Dzisiaj po południu przylecieliśmy z Bali. Reszta ledwie żywa schroniła się w hotelu, a ja uciekając od odbywającej się tam fiesty lokalnego banku, wymknąłem się do miasta. To dla mnie tylko przystanek przed jutrzejszym lotem do Papuasów. Poranek, świt, lecimy! Lotnisko daje wytchnienie od kurzu i hałasu. Obsługa powtarza godziny odlotów wspinając się na krzesło, a nawet na stół i wrzeszcząc: ? Wamena, Merpati, 10.30, wyjście, bo tu bramek nie ma, po lewej I "ciska" ręką w kierunku, gdzie i tak wiem, że są drzwi, bo skrzypią i trzaskają od godziny przedrzeźniając się z gwiżdżącym klimatyzatorem. Tak zaczyna sie moja podróż, więcej w artykule w styczniowym "Poznaj Świat", zapraszam do lektury. Artykuł "Papua dzisiaj lub wcale"

niedziela, 10 stycznia 2010

Horror

Wczoraj, mój dwudziestoczteroletni znajomy zapytał mnie, czy mogę mu polecić jakiś dobry horror? Oczywiście oprócz  „Texanskiej masakry piłą łańcuchową", którą to uważa za klasykę tematu. Łukasz poproś o „Gone With  The Wind ". Nie zgadniecie! Poszedł, i naprawdę zapytał,  a sprzedawca powiedział, że „...jeszcze tego nie mają bo to nowość chyba jakaś pewnie jest?”. To już nie jest Matrix, to jest Belfegor - Upiór Luwru, jeśli wiecie o czym mówię?

Ośmiornica na Zanzibarze


Zanzibar, Stone Town, miejsce urodzenia Freddiego Mercure. Po południu jadę na targ rybny. Już kiedyś wysiadam z lokalnego środka  transportu zwanego Dala-Dala (rodzaj 9-osobowej Nyski cabrio), wiedziałem, że  nie jest to miejsce turystyczne. Turysta ryby je, a nie je ogląda! Smród, brud i wszechobecne wygłodniałe koty o oczach pełnych nienawiści do handlarzy. Zapach jak po zamknięciu w słoju ze śledziami nie "puści"mnie i mojego mózgu  przez kolejnych kilka godzin, a nawet dnia następnego. Chodzę między stoiskami nie wzbudzając najmniejszego  zainteresowania. Z końca hali dobiegają głuche, miarowe,  uderzenia,  coś jakby wbijanie gwoździ..?! Gdzieś w rogu odkrywam parawan z ceraty w duże czarno białe romby -  jakby  kabina prysznicowa  w hotelu robotniczym. Klęczący za nią sprzedawca, któremu spod zasłony wystają stopy, wali kijem do krykieta  w pęk związanych ośmiornic., Mam mdłości! Jego kolega  maceruje drugi pęczek ośmiornic w piasku, na prędce wymieszanym z wapnem i wysypanym na betonową  posadzkę. Trudno jest zabić ośmiornicę, to przecież głowonóg w zasadzie trzeba jej w całości rozbić system nerwowy,  lub w przypadku większych sztuk dodatkowo jeszcze przenicować! Jak to zrobic? Normalnie - wkłada się rękę między rogowe szczęki, aż po  łokieć, chwyta od środka i wywraca ośmiornicę na na lewą stronę ... , a potem dla pewności tłucze i maceruje.Smacznego!!!

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Czekolada

Dotykając czasem nowego tematu mam wrażenie otwierania puszki Pandory. Innym razem, delikatne tylko uchylenie wieka lub choćby przesunięcie słoika na półce powoduje, ze zmysły poraża mi woń nieoczekiwanie przyjemna, dojmująco bliska, ciepła i pożądana. Na przykład: woń czekolady, której tajemnice, historia i miejsce pochodzenia, to temat na inną opowieść. Dzisiaj o tym jak marketing nie radzi sobie z subtelnością smaku. Jak, zbyt dosłownie traktując narodowe cechy, wymyśla slogany, nie pasujące do produktu, odzierające go z magii, i szaleństwa zmysłów. Tak, czekolada. Pisano o niej poematy. Pisano opowiadania. Była głównym i jedynym składnikiem książek kucharskich. Była? Jest oczywiście nadal! Tematem do,  filmów jak choćby "Chocolat" z parą Juliette Binoche i John Depp z 2000 roku. Ludzie tworzą na jej cześć blogi, strony w sieci, fora miłośników. W miastach ma swoje świątynie, zwane pijalniami. Cukiernicy wożą od bankietu do premiery teatralnej, od Pierwszej Komunii do Zaręczyn całe jej fontanny - mniam! Tymczasem jedna z niemieckich firm Ritter Sport ubarwia swój wyrób, iście swawolnym, lekkim i słodkim przesłaniem dla smakoszy "QUADRATISCHE - PRA KTISCH - GUT", po prostu "Kwadratowa, Praktyczna, Dobra". Nie żadna, tam: jedwabista miękkość, obiekt pożądania, harmonia zmysłów czy choćby, smak raju. Kwadratowo - żeby w kieszeń nie gniotło i żeby się nie zastanawiać jak włożyć, krótszą czy dłuższa krawędzią, do tasche. Ten slogan jest "grany"  nieprzerwanie, od 1970 roku i od tej pory prawie wszystko w Niemczech jest  QPG, zarówno w żartach jak i całkiem na poważnie. A jakże, praktycznie! Gut, gut, danke sehr und es tut mir leid  Herr Alfred Ritter GmBH & Co KG
Z ostatniej chwili: 
"Czekoladę Ritter Sport oferujemy w następującym asortymencie:Vollmilch, Joghurt, Dunkle Vollmilch, Marzipan, Nugat, Feinherb, Dunkle Voll-nuss, Weisse Voll-nuss, Rotwein truffel, Rum traubem nuss,Pfefferminz, Voll nuss, Halbbitter, Alpenmilch i Edel Bitter"
Słucham? Z likierem ziołowym? Brrryyy!!!

Poza tym uważam, że...



W każdym z nas drzemie Katon, na usta ciśnie się nam kończenie swoich wypowiedzi odwiecznym "...poza tym uważam, że...", a jaki był początek?  W czasach Trzeciej Wojny Punickiej, pomiędzy Kartaginą a Rzymem, w latach 149-146 p.n.e. W Wiecznym Mieście stronnictwo zgromadzone wokół Katona Starszego starało się o ostateczne zniszczenie Kartaginy. Trwało to latami. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Niezależnie od tematu,  Katon kończył każde swoje  przemówienie w Senacie słowami: "Ceterum censeo Kartagina esse delendam" (łac. Poza tym uważam, iż Kartagina powinna zostać zburzona). Wojnę przy kolejnej nadarzającej się sposobności, sprowokował Rzym. Kartagina  została zdobyta i zburzona. Ziemię, na której powstała zaorano i przeklęto obsypując solą, aby nic już nie miało się na niej urodzić. Moi drodzy to pouczająca historia, a poza tym uważam, że...

Dykcja, a banany

Mój kolega, który odnalazł się był po imprezie sylwestrowej: dwa dni później, sześć butelek i 250 km dalej. Rankiem prosto z PKP poszedł do osiedlowego sklepu aby nabyć porcję naturalnej witaminy C. Wszedł, powiedział mniej więcej "Dzińdybły", i zatopił rozkalibrowany wzrok w  skrzynkach pełnych owoców i warzyw. Z letargu wyrwała go sklepowa  Janina,  "Tak, słucham?". Wypadało by zadać pytanie pełnym zdaniem, pomyślał, ale do tego zdolny jeszcze nie był więc rzucił jako stały bywalec "Czy cytryny?" (w domyśle - są?), "Nie, nie ma trzech, są tylko dwie i to zeszłoroczne", Nie od razu zorientował się, że pytajnik stał się cyfrą, więc podziękował i niepyszny poszedł po Ibuprom, oczywiście max. 
Przypomniała mi się, przy pisaniu tej historyjki, zasłyszana rozmowa z lat 80 na ulicy Poznania zwanej jeszcze wtedy Armii Czerwonej a dziś Św. Marcin. Koniecznie należy wymawiać to w mianowniku, aby pokazać swoja znajomość lokalnych zwyczajów i trendów. Otóż kupujący zapytał sprzedawcę przy jego  ulicznym łóżko-straganie polowym, aż łza się kręci na samo wspomnienie, "Panie, a te banany to aby świeże?, "Oczywiście, że świeże - DZISIEJSZE!!!"