"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


poniedziałek, 11 stycznia 2010

Papua - Iran Jaya, Jayapura


21 stycznia, późny wieczór, siedzę w prowizorycznej kawiarence internetowej, na zapleczu serwisu dla skuterów. Z kolanami pod brodą, klnę jak szewc na "szybkie" łącze. Próbuję przekazać kilka zdjęć do Polski i przy okazji poinformować rodzinę, że żyję.  Szósty od zmierzchu goździkowy papieros, zwany tutaj keretek parzy mi palce. Dym wżera się w oczy, tworzy fantazyjne wzory na olejnej ścianie pokrytej plakatami nowych modeli maszyn i dawnych modeli miss. Hałas z warsztatu, gdzie właściciel kawiarenki z kolegami robią próbę silnika jakiegoś dwusuwowego potwora szos, ogłusza. Na szczęście pozwala też zapomnieć o pocie, który pokrył moją skórę jak kokon. Jest pięknie, każdym porem mojego ciała czuję podróż i zbliżającą się przygodę.Jestem w Jayapurze, stolicy największej indonezyjskiej prowincji Iran Jaya na wyspie Papua. Dzisiaj po południu przylecieliśmy z Bali. Reszta ledwie żywa schroniła się w hotelu, a ja uciekając od odbywającej się tam fiesty lokalnego banku, wymknąłem się do miasta. To dla mnie tylko przystanek przed jutrzejszym lotem do Papuasów. Poranek, świt, lecimy! Lotnisko daje wytchnienie od kurzu i hałasu. Obsługa powtarza godziny odlotów wspinając się na krzesło, a nawet na stół i wrzeszcząc: ? Wamena, Merpati, 10.30, wyjście, bo tu bramek nie ma, po lewej I "ciska" ręką w kierunku, gdzie i tak wiem, że są drzwi, bo skrzypią i trzaskają od godziny przedrzeźniając się z gwiżdżącym klimatyzatorem. Tak zaczyna sie moja podróż, więcej w artykule w styczniowym "Poznaj Świat", zapraszam do lektury. Artykuł "Papua dzisiaj lub wcale"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz