poniedziałek, 11 stycznia 2010
Papua - Iran Jaya, Jayapura
21 stycznia, późny wieczór, siedzę w prowizorycznej kawiarence internetowej, na zapleczu serwisu dla skuterów. Z kolanami pod brodą, klnę jak szewc na "szybkie" łącze. Próbuję przekazać kilka zdjęć do Polski i przy okazji poinformować rodzinę, że żyję. Szósty od zmierzchu goździkowy papieros, zwany tutaj keretek parzy mi palce. Dym wżera się w oczy, tworzy fantazyjne wzory na olejnej ścianie pokrytej plakatami nowych modeli maszyn i dawnych modeli miss. Hałas z warsztatu, gdzie właściciel kawiarenki z kolegami robią próbę silnika jakiegoś dwusuwowego potwora szos, ogłusza. Na szczęście pozwala też zapomnieć o pocie, który pokrył moją skórę jak kokon. Jest pięknie, każdym porem mojego ciała czuję podróż i zbliżającą się przygodę.Jestem w Jayapurze, stolicy największej indonezyjskiej prowincji Iran Jaya na wyspie Papua. Dzisiaj po południu przylecieliśmy z Bali. Reszta ledwie żywa schroniła się w hotelu, a ja uciekając od odbywającej się tam fiesty lokalnego banku, wymknąłem się do miasta. To dla mnie tylko przystanek przed jutrzejszym lotem do Papuasów. Poranek, świt, lecimy! Lotnisko daje wytchnienie od kurzu i hałasu. Obsługa powtarza godziny odlotów wspinając się na krzesło, a nawet na stół i wrzeszcząc: ? Wamena, Merpati, 10.30, wyjście, bo tu bramek nie ma, po lewej I "ciska" ręką w kierunku, gdzie i tak wiem, że są drzwi, bo skrzypią i trzaskają od godziny przedrzeźniając się z gwiżdżącym klimatyzatorem. Tak zaczyna sie moja podróż, więcej w artykule w styczniowym "Poznaj Świat", zapraszam do lektury. Artykuł "Papua dzisiaj lub wcale"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz