wtorek, 29 grudnia 2009
Warzywa
W księgarni natknąłem się na książkę kucharską "Jesteś Tym Co Jesz". Chyba nie macie wątpliwości, że do niej nie zajrzałem. Podobnie zresztą jak do klasyki tematu "Obudź w sobie olbrzyma" etc. etc. etc. Dlaczego? Ależ to proste - wcale, ale to wcale nie chcę zostać olbrzymią brukselką i to jeszcze w sosie chrzanowym. No po prostu chrzanię to!!!
Policja sprawdza
Zielona zemsta
Drodzy panowie! Rozstania bywają różne: miłe, mniej miłe, smutne i szare, ale mogą być też… zielone. Otóż historię opowiedziała mi moja znajoma, a usłyszała ją od swojej hiszpańskiej znajomej, która to przyłapała swojego narzeczonego na jednoznacznej kawie z piękną nieznajomą. Wk… się nie na żarty. Spakowała swoje rzeczy z Jego ukochanym ekspresem do kawy Jura na czele. Było mało, więc dołożyła Jego plazmę, ale nadal czuła niedosyt. Więc „pod nóź” poszedł szkic ucznia Picassa, stół z antykwariatu i kino domowe z Jego poprzedniego związku. Że co? Że niby źle robi? Co z tego! On i tak wraca za cztery dni, a poza tym to On był na kawie i mu się "należy". Przystanęła w opustoszałym, z nagła, mieszkaniu na środku pokoju i pomyślała... Żeby zemsta miała smaczek potrzebna była wisienka na torcie lub…? Pobiegła do ogrodniczego po cztery paczki rzeżuchy. Równo posypała nasiona na pięknym perskim dywanie, który był prawie że drugą Jego miłością. Obficie podlała wodą, aż ta mocno wyciekła na rogach dywanu. Przez kolejne trzy dni przychodziła regularnie jak na jogę i podlewała obficie. Czwartego dnia, niby wybiegła na Jego spotkanie, rzuciła się Jemu w ramiona, szepnęła „To koniec…Kochanie” i oddała klucze. No i wyobrażacie sobie minę faceta, który wchodzi do pokoju, staje i wytrzeszcza gały jak zajączek na wielkanocnej łączce. Dywan tymczasem faluje piękną, ostro pachnącą rzeżuchą w takt kołyszącego się wentylatora. Tylko kromki z masłem i soli brakuje do pełni szczęścia. Oczywiście Jej szczęścia.
poniedziałek, 28 grudnia 2009
Francuzi w Bieszczadach

Prezent dla Kota
„To my mamy myszy w domu? Myślałam, że przegryziony kabel od komputera to tez sprawka kota! Korek od atramentu (zdążył wyschnąć), kartę BP, a miała być nowa torba za punkty! Prezerwatywy, jeśli zaniósł je tam w pazurach to dziękuję, nie będę używała! Zapalniczkę, która uratowałyby nas przed kłótnią zakrywając dymem z papierosa nasze twarze i złe nastroje. Bilet do kina, to był dobry film, choć przewidywalny. Kapsle po piwie „Browar Radogoszcz” i kompas. To wyjaśnia dlaczego od kilku miesięcy nie mogę znaleźć drogi do celu.”
Kot mruczy, jest zadowolony i już zabrał się za powtórne „zakopywanie” drobiazgów. Tylko kulki z jemioły i zapach butów po spacerze przerywają mu ten amoralny stan.
O drapie kota za uchem „Dobry Kotek, w przyszłym roku odsuniemy kuchenkę, a może nawet szafę w sypialni.”
Moja koleżanka Mi
Mi chodzi do pracy na godzinę 8.00, a wiec co rano wstaje między 8.20 a 8.40 i po głośnym, trzykrotnym "Uuuuuu", "Aaaaaa" i tradycyjnym pozytywnym "Życie jest do d..." podnosi się z łóżka. Człapie do łazienki, gdzie wmawia sobie, że dwadzieścia sześć lat to jeszcze nie jest staropanieństwo. Następnie idzie do "fabryki", aby właściciele mogli zatankować bak swojego jachtu na Karaibach "z czubkiem". Miłego dnia Mi !!!
niedziela, 27 grudnia 2009
prof. Jerzy Maszewski ASP
Teatr "Asocjacja Kółka Graniastego" nawiązuje do Jorge Luisa Borgesa, który twierdził, że "...bogowie, którzy stworzyli nasz świat byli z pewnością szaleni". Jak powiedział prof. Jarosław Maszewski, twórca teatru: "Kreujemy nowe sytuacje artystyczne, tworzymy święto dla miasta, wnosimy miłość, młodość i Morze Śródziemne”. Artyści dodają: "...ekscesy życia i szaleństwo historii, kondukty żałobne i karnawałowe korowody, przemierzają te same ulice".
Wigilia po "polsku"
Weź: cukier, glutaminian sodu, sól, maltodekstrynę, nie zapomnij dorzucić regulator kwasowości. Wszystko wrzuć do garnka, podgrzewaj powoli, mieszając. Gorące rozlej do świątecznych czarek lub talerzy. Dopraw do smaku i zasiądź z bliskimi. Oj zapomniałem o koncentracie z suszonych czerwonych buraków - 17%!!! Bez tego przecież „prawdziwy” barszcz wigilijny nie może się udać. Smacznego.
Łyżeczka do grejfruta
Wszedłem, co dla mnie dość niecodzienne, w samo południe do Starego Browaru, tłok jak zwykle, ale to temat na inną opowieść. Pomyślałem, że kupię kawiarkę, trzeba pomyśleć czasem o jakości życia, szczególnie gdy w strefie +5 m od pieca jest zaledwie +13 stopni C. Nie jest to dobra temperatura do pracy, chyba ze jesteś pingwinem i myślisz o rybach lub pływasz na krze lodowej. Ad rem, już kupuję. Płacę, czekam wodząc wzrokiem po towarach przy kasie. Nagle czytam: ”łyżeczka do grejpfruta”. Co? No nie! Super, zwykła mała łyżeczka tylko o ostrzejszym kształcie, dodatkowo zaopatrzona po bokach w ząbki do wkrawania się w owoc. Wow! Rewelacja, tego mi właś… moment, Radek, pobudka! 9,90 zł za wyszczerbioną w ząbki łyżeczkę do herbaty!? Nie! Mój pragmatyzm włącza się w ostatniej chwili, to drobnomieszczaństwo. Pachnie praktycznym aspektem. Wygląda jak potrzeba pierwszej kolejności, a to zwykły komercyjny chłam. Zastanówcie się ilu osobom jest potrzebna taka łyżeczka? Czujesz, że zmarnowałeś lata bez niej? Pomyśl, to jeszcze nie jest tragedia, że jej nie kupiłeś. Jeszcze gorszy jest los Masajów i Papuasów, którzy pomimo diety obfitującej w grapefruity, nawet nie uświadamiają sobie jej istnienia! Biedni ludzie, żyją jak dzieci we mgle. Sic! Szkoda czasu. 12.30 wracam do pracy. Do widzenia piękne panie, snujące się między markowymi sklepami z telefonem komórkowym przy uchu i kluczykami do auta w ręku. O piękne panie, zerkające na nienaganny frencz na paznokciach, oczywiście od góry dłoni. Obiecuję, że jeszcze do was wrócę. Oj wrócę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)