"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


wtorek, 14 września 2010

Chińskie zakazy



Tym razem o czasach sprzed Olimpiady w Pekinie, ale obiecuje wrócić do pierwszego Cesarza, jego armii i dworskich kłamstw. Otóż przed olimpiadą poproszono Chińczyków o lekkie zmodyfikowanie swoich zwyczajów. To co władze eufemistycznie nazwały lekkim, dla przeciętnego obywatela Państwa Środka, było jawnym świętokradztwem, zamachem na tradycję i kulturę. 

  • po pierwsze: nie wychodzić po pracy na ulice miast i główne arterie w piżamach. Jak to! Jak to nie wolno nam po pracy jak normalni ludzie przebrać się w jedwabne podomki, bawełniane spodnie i poczłapać w hotelowych kapciach od kuzyna do Pana Wu na Magonga? To niby co mamy robić siedzieć w domach i czekać na pierwsze medale i ostatnie samoloty wywożące kibiców do domu forever by by! To nedorzeczne, przecież piżama nie jest obrazą, jest wyrazem zaufania, gościnności, lekkim nonszalanckim luzem w stylu smart cashual. Ok, nie to nie - będziemy chodzili w szlafrokach, to trochę zbyt eleganckie, ale wytrzymamy.
  • po drugie: nie pluć! Może jeszcze nie mlaskać, nie zostawiać kosteczek o od kurczaka na stole i nie jeść gotowanych kaczych pazurków. To może w ogóle lepiej zaczniemy jeść widelcami i przestaniemy przeciągać się przy stołach i głośno bekać. przestaniemy upijac sie i śpiewać rewolucyjne pieśni. Jak tak dalej pójdzie to zlikwidują karooke.
  • po trzecie: usunąć z menu restauracji: psy, koty, i inne smakołyki. Niewyobrażalny cios w gastronomię. tragedia na poziomie zakazu schabowego z kapustą. Oczywiscie wielu z nas pod presją rządu i w obawie o konsekwencje zmieni karty dań, ale my prawdziwa ludność Han - nigdy
Suplement: przed Olimpiadą z karty dań ośmiuset restauracji zniknęło wszystko to co moze doprowadzić do konfliktów i niepotrzebnych niesnasek. Sukces? Nie do końca, w samym Pekinie jest kilkanaście tysiecy restauracji, jadłodajnii, barów, stolików na targach i obnośnych karmicieli. Reszta o zakazie czy jak nazwał to rzaąd nie słyszała lub słyszeć nie zamierzała. Smacznego Hau hau!

1 komentarz:

  1. W języku angielskim istnieją dwie świetne frazy, które pchają mi się tu na usta/palce z siłą wodospadu (jak Corega tabs). Pierwsza: when in Rome, do as the Romans. Druga: law of the land (termin prawny). Po polsku można to przełożyć na „widziały gały gdzie się pchały”. Jadąc do Chin, czy do jakiekogolwiek innego kraju, nie spodziewaj się, że to ludzie tam nagną się do Ciebie, tylko Ty człowieku dostosuj się do autochtonów. Nie pójdziesz do znajomych w odwiedziny i nie powiesz im, że mają wyrzucić z lodówki marchewki i brokuły, bo wierzysz że warzywa czują i myślą (tak, z pewnością zimno i jakby tu skoczyć do ciepłej zupki), a Pani Gospodyni powinna się zakwefić, bo widok jej twarzy obraża Twoje uczucia (lub powoduje odpływ krwi z wyższych partii ciała w to jedno – wiadome – bardziej środkowe). Wolnoć Tomku w swoim domku – co mi przywodzi na myśl post o Stewardessie znowu. ;)

    OdpowiedzUsuń