"Przyloty-odloty” to blog o podróżach, ale nie tylko. Wiadomym jest, że pomiędzy wyprawami, wycieczkami, a nawet spacerami, jak zza węgła pojawia się czas "nie-podróżny". Wtedy to człowiek choć trochę "świata-ciekaw", zajmuje się obserwowaniem, porównywaniem i zadawaniem pytań. Często pozostających bez odpowiedzi. Tropienie dulszczyzny i drobnomieszczaństwa jest pasją samą w sobie. "Świata-ciekaw" wspomina również czasy mniej lub bardziej odległe, bez znaczenia czy w przeszłość, czy w przyszłość. Tak więc startuję z blogiem, w którym pełno okruchów i odbić. Pełno tu odlotów moich bliskich i znajomych, obserwacji otaczającego mnie życia i relacji z podróży oczywiście! Postaram się wpleść również własne - i nie tylko - zdjęcia, cytaty i fragmenty, przy których przystanąłem i postanowiłem się nimi podzielić. Zanim zacznę pozwólcie, że cytując Kabaret Starszych Panów powiem: „Drzwi opatrzyłbym w inskrypcję, przedsięwzięto Ekspedycję”/ Radek


sobota, 14 maja 2011

Dzień Świra (zielonego)

Od trzech dni, dokładnie dwanaście godzin na dobę pod moim oknem trwa wojna z trawą. Od siódmej rano, na pole walki wytaczają się trawożerne, naddźwiękowe kosiarki z ich potężnie umięśnionymi, palącymi ViceRoy-e bez filtra, operatorami. Po prostu Avatar 2 i 1/3 Walka toczy się o każde źdźbło, piana w ustach przy podkadzaniu drzewkek widoczna jest z V pietra. Pot "klasy w ogodniczkach" pachnie adrenalina i zemstą na "zielonym bogu wiosny". Proszę nie przynoście mi broni, będę strzelał, sypał piasek w tryby komunalnej maszyny i zapychał filtry oleju świeżo skoszoną maciejką. W ostateczności pojadę do Krakowa po "Barszcz Sosnowskiego" i podam go na ciepło z razowym chlebem jak chłopka strudzonym kosiarzom. Niech spuchną i użyźnia mój trawnik. Dźwięki są z piekła rodem, wycie, jazgot, turkot tysiąca tirów bo starej betonowej drodze i do tego jumbo w fazie rozbiegu. Jak ja mam pracować w sobotni poranek, który po powrocie jest dla mnie niedzielnym popołudniem? Nagle za oknem cisza, koniec? Nie, o ułudo, to przerwa śniadaniowa na pierwsze, zasłużone a jakże piwko. Obraz pod rosłym klonem jak rodem ze "Śniadania na trawie", kształty nie te, ale lekkość dzierżenia rączki od gazu nie mniejsza jak pędzla u impresjonistów. Nadchodzi noc, Noc Muzeów. Znajdę trawożerne potwory, popodcinam im przewody paliwowe i z zapaloną zapalniczkę i wyrazem twarzy z najgorszych horrorów klasy B będę stał i wygłaszał formułki o moim powrocie, i takie tam. Pora pójść na targ po kominiarkę :)

1 komentarz:

  1. Bo Polska się nie wzoruje na Australii. Tam w większości domów (każdy ze szczodrze zmetrażowanym backyard oraz frontyard) jest kózka - na własne oczęta w Melbourne i Brisbane widziałam. Biało-czarna, sympatyczna. Ona cały trawnik pięknie strzyże przednimi zębami zupełnie bezgłośnie. Dodatkowymi atutami są: użyźnienie gleby, zwierzątko domowe dla dzieciaków, oraz mleko (jeśli to Głupia a nie Matołek).
    A Ty, Radi, wróciłeś z tzw. Republiki Ludowej i wykazujesz brzydką niechęć wobec proletariatu zamiast się z nim bratać. Następnym razem (choć chyba już to golono-strzyżono powinni skończyć!) w ramach solidarności otwórz na oścież okna i puść Międzynarodówkę na cały regulator.
    BTW: Jakie to głupoty wchodzą w dzieciństwie do głowy i się je pamięta - np. słowa do rzeczonego hymnu - pełnym piersiem mogę zaśpiewać nawet teraz. ;)

    OdpowiedzUsuń